Na dzień dobry dostalam info od lekarza, że zbiornik nie zdrenował się całkowicie i trzeba mu pomóc.
Po chwili weszła pielegniarka (jedna z tych "za karę ") i dała zastrzyk kobitce obok. Poprosiłam ją przy okazji o przeciwbolowy w kroplowce oburzona spytala czemu w kroplowce, więc mowie, że mniej boli, obróciła się poszła do wozka na korytarzu i wróciła z wieszakiem i ketonalem w kroplówce.
Przeplukala wenflon i podała antybiotyk w strzykawce, który już niemilosiernie wykręcał mi rękę. Podłączyła kroplówkę i... Wenflon przestał przepuszczać płyny. Pani stwierdziła, że jeszcze raz go przepłucze a potem to już szarpała nim w te i we w te. Odkleila plaster i wykręcała wenflon na chama, po czym zrywając jednym ruchem wszystko oznajmiła "zakladamy nowy". Pani z przyklejoną miną grobową przyniosła swoje przyrządy i nic nie mówiąc ładuje sie z igłą w żyłe łokciową - odmawiam jej wszystko tłumacząc, poczym siega po nadgarstek - odmawiam i tym razem. Patrze na nią i tlumaczę "nie będzie mnie Pani kłuć gdzie popadnie, znam swoje ciało i żyły. Przede wszystkim jestem żywym organizmem a nie fantomem." Udało się. Pokazałam żyłę i od razu się udało. Dlaczego im się wydaje, że widzą mnie pierwszy raz w życiu i znają mój organizm z całą siatką zylną...
Pan ordynator na obchodzie nie byl wylewny popatrzyl na łóżko na ktorym widnieje moje imie i nazwisko i wydał komende do prowadzącego "ssanie", po czym przeszedł do kolejnej osoby. Prowadzacy się wrócił i poinformowal mnie że skutek odbarczania nie jest zadowalajacy i musza podłączyć jeszcze jeden baniak do próżni, a że nie ma jej w pokoju musze zostac przeniesiona do innego pokoju. I w tym momencie poczulam mieszane uczucia. Bedzie dobrze czy znow trafie na upierdliwa os. Udało się jestem sama w małym pokoiku i jest mi z tym dobrze...
Co do dalszego biegu wydarzeń nic nie wiem wszystkie decyzje podejmowane sa z dnia na dzień, a ja nawet mam wrażenie, że wszyscy nabrali wody w usta...