„Nie sztuka się buntować przeciwko światu – przeciwko deszczowi, kiedy leje, i słońcu, kiedy praży. Sztuka buntować się przeciwko swoim ograniczeniom w imię przekroczenia własnych granic” Ks. J.Tischner

poniedziałek, 23 maja 2016

Mam ciarki

Byliśmy wczoraj w Częstochowie, by podziękować Św. Ricie, która miała rocznicę śmierci, za to że czuwa nade mną. Ludzi było dużo jak zawsze, nie lubię takiego ścisku, tłoku, ale tu trzeba się z tym liczyć. Wolę modlić się w samotności, szczególnie na łonie natury, czuję wtedy ogromną bliskość Boga. Mogłam podziękować równie dobrze w kościele w Brzezinach, bo tam jest relikwia Św. Rity, ale już dawno nie byłam na Jasnej Górze i tak jakoś mnie tam ciągnęło...


Grzebałam w zdjęciach z kamerki w laptopie i trafiłam na te...



... i gdy patrzę na te zdjęcia ze stycznia, kiedy było ze mną strasznie źle  mam ciarki, mając 43kg straszyłam swoich domowników i siebie też spoglądając w lustro. Nigdy w swoim życiu tak źle nie wyglądałam, mam nadzieję ze to już więcej nie wróci. Teraz ważąc 50kg czuję się lepiej, opuchlizna po sterydach z twarzy zeszła i wreszcie czuję się sobą.



czwartek, 19 maja 2016

Wierzę

Otrzymałam niedawno telefon od Pani Doktór.
-"Agatko, przepraszam, że tak późno dzwonię, ale muszę ci przeczytać wyniki" - była 22:32, struchlałam
-"Nie, nie śpię jeszcze, czekałam na ten telefon, bardzo się cieszę, że Pani dzwoni"
Pani Doktór przeczytała mi bardzo fachowy opis mojego wyniku.Pełno w nim było liczb i zwrotów mi nieznanych. Dlatego potem otrzymałam informację, którą przetwarzam w głowie do teraz.
-"Agatko jest duża regresja choroby, komórki rakowe w opłucnej zmalały kilkakrotnie, A Z KOŚĆCA ZNIKNĄŁ CAŁKOWICIE. Nie ma go ani w mostku ani w kręgosłupie..., ja umówię się z lekarzami i pójdę obejrzeć i porównać zdjęcia z poprzedniego badania i z obecnego, wtedy zadzwonię do ciebie i umówimy się na kontrolę po Bożym Ciele i ustalimy co dalej. Chciałabym jeszcze naświetlić opłucną, ale mniejszymi dawkami. Strasznie się cieszę..."

Po skończonej rozmowie podzieliłam się nowinami z Tomkiem. Siedzieliśmy i nic nie mówiliśmy chyba przez dwie minuty, bo szok odebrał nam mowę. Ja do tej pory nie potrafię ogarnąć tego co się stało, bo to jest CUD :) Chciałabym zobaczyć te wyniki jak najszybciej, a najbardziej chciałabym pójść i zobaczyć z Panią Doktór te zdjęcia ze skanu badania, ale to już niemożliwe.

WIARA NAPRAWDĘ CZYNI CUDA - dziękuję, że macie mnie w swoich modlitwach.

I wierzę w to, że do końca roku zwalczę to choróbsko. Ponad dziesięć lat użerania się z rakiem, dwa i pół roku ciągłej walki o to by w miarę normalnie żyć. Walka trwa, jestem bardzo zmęczona, ale wiem że dam radę, bo marzę o tym, by przestać kaszleć i pluć tym świństwem, które nie pozwala mi normalnie funkcjonować. Marzę też o tym, by uwolnić się od morfiny i kodeiny, bo one sprawiają, że jestem ciągle śpiąca i ograniczona chociażby z jazdą samochodem. Także modlimy się i wierzymy, że zwycięstwo jest po mojej stronie - już niebawem i pomimo wszystko :) 

A poza tym.
Mąż zdążył odebrać moje legitymacje. Przyznali mi je do 2019r., to takie odległe czasy dla mnie...
Niestety niepełnosprawną będę już do końca życia, bo życie po trzech pleurodezach (talkowaniu opłucnej) jest skazane na ból i ograniczoną sprawność fizyczną. Także jak już wygram z tą gadziną :) to i tak będę uzależniona od wielu rzeczy.

A tak, codziennie rano to samo - wstaję, kaszlę i działam. Ogarniam dzieciątko, robię śniadanko, bawię się z dzieckiem, ogarniam mieszkanie i drzemię, aż do przyjścia mojego Męża. Nie mogę nigdzie wyjść sama, ani z dzieckiem na spacer, ani do sklepu, a tym bardziej gdzieś pojechać samochodem i wyrwać się od rutyny czterech ścian. Narzekam? Nie po prostu czuję się jak ptaszek w klatce. Uwielbiam być Panią Domu, uwielbiam zabawy z Dorocią, ale ileż można być zależną od kogoś - ja która była niezależną całe życie. Moi znajomi mnie odwiedzają na tyle na ile im pozwoli - czas, choroba dziecka, praca, i inne rzeczy, sytuacje, okoliczności. Sama chciałabym wziąć Dorocie i pojechać odwiedzić innych, ale cóż jak nie można to nie można. Jestem skazana na innych i to mnie wpienia niesamowicie wrrrr. Dlatego mimo tego całego zmęczenia wiem, że swoją determinacją osiągnę to na czym mi najbardziej zależy...



piątek, 13 maja 2016

W niepewności

Czekam na wieści od Pani Doktór. Na dniach powinnam już coś wiedzieć.
Na pewno wiem, że legitymację i kartę parkingową niepełnosprawnego mam już do odebrania. Dostałam pocztą informację, że dnia 17stego Maja mam się zgłosić do wyznaczonego pokoju i odebrać plakietki do godziny 14stej. W tym rzecz, że nie pasuje nam ten dzień, bo mój Mąż ma egzaminy w pracy. Tak sobie myślałam czy nie mogli napisać po prostu, że od dnia 17stego, czy to oznacza, że w kolejnych dniach już nie? :) Czysty PRL...

A jak lotto -  moje marzenia nadal pozostają marzeniami :) a żeby wygrać trzeba grać :)



sobota, 7 maja 2016

Rekordowo

Siedzę i oddycham głęboko, bo odkurzanie trochę mnie zakosztowało energii. Podgryzam mleczną bułkę z dżemem malinowym. W domu panuje cisza, tylko tykanie zegara słychać w oddali.
Ale jak się wyjdzie na dwór, do sklepu, na pocztę czy na plac zabaw z dzieckiem, albo włączy tv to wszędzie dudnią o rekordowej sumie, jaką można wygrać w lotto. I to odwieczne pytanie "Co byś zrobił z taką ilością pieniędzy?". No właśnie co? Zdrowia i tak za to nie kupię, ale...
Zapłaciłabym wszystkim chorującym na raka za leki, które w Polsce są nierefundowane i zakupiłabym sprzęt niezbędny dla niepełnosprawnych, którzy mają jakiekolwiek problemy z ich załatwianiem. Zabezpieczyłabym przyszłość mojej Córki. I coś jeszcze -wyprowadziłabym się z moją Trójcą na wieś do małego domku, który zbudowałby mój Bohater...
Ot co bym zrobiła ;)