„Nie sztuka się buntować przeciwko światu – przeciwko deszczowi, kiedy leje, i słońcu, kiedy praży. Sztuka buntować się przeciwko swoim ograniczeniom w imię przekroczenia własnych granic” Ks. J.Tischner

sobota, 28 lipca 2012

To tylko...sparzenie.

    Jeszcze wiele razy poczuję, że ludzie będą dążyć do tego, by zrobić ze mnie pionka do swojej gry, wykorzystując moją naiwność. Zawsze wierzyłam w ludzi, dając im bardzo duży kredyt zaufania. Tym razem też uwierzyłam, zmieniając dotychczasowe życie i przyzwyczajenia. Podchodząc do rzeczy z wielkim oddaniem, sercem i optymizmem. Z ogromnym zaangażowaniem, mając nadzieję, że człowiek z którym będzie mi dane pracować podzieli się ze mną swoją wiedzą. Zamiast tego, przez trzy tygodnie wysysał ze mnie całą nadzieję i próbował w zamian buntować mnie przeciwko ludziom i panującym warunkom (nazywając to realiami życia codziennego). A przecież nie tego szukałam. Nie po to zmieniałam pracę, by wdawać się w jakieś nic nie wnoszące głupie dyskusje. Każdemu zdarza się zaryzykować, jednym to ryzyko się udaje innym nie. Mnie niestety to ryzyko się nie opłaciło.

Jeśli osoba która jest konkretna, która wymaga od siebie i tym samym od innych, by wszystko robić uczciwie i dokładnie, która wie czego chce i nie cierpi bylejakości,  która ma głębokie poczucie sprawiedliwości  i nienawidzi kiedy się brzydko postępuje z ludźmi, wyrażając swoje niezadowolenie na głos nie owijając w bawełnę, jest nazywana osobą konfliktową, to w takim razie ja jestem taką osobą i zamierzam trzymać się tego aż po grób.
Upadłam - bolało. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Wiele razy odczułam, że powiedzenie "Przyjaciół poznaje się w biedzie" jest mi bardzo bliskie. Wierzę też, że znajdą się tacy, którzy podadzą mi pomocną dłoń i pocieszą dobrym słowem, wspierając mnie bym jak najszybciej wyszła z tej beznadziejnej sytuacji (chandry) w jakiej się znalazłam. Wiem, że jestem odpowiedzialna za swoje wybory i błędy życiowe, wiem że nie mogę się zrażać i że droga do osiągnięcia wymarzonego celu nie będzie usłana różami, ale teraz potrzebuję chwili na zebranie się w sobie by znów stawić czoła...

środa, 25 lipca 2012

"Doceń to co masz, mniej narzekaj, więcej działaj, a świat będzie piękniejszy."

Przez ostatnie dni do moich baterii nielegalnie podłączyły się jakieś pijawki, które bezkarnie wysysają ze mnie wszystko co najlepsze. Czas odciąć się od tych toksycznych stworzeń i oddać się czemuś co znów spowoduje, że moje myśli będą promienne jak słońce. Dzisiaj mój bohater wysłał mi artykuł z filmem. Co chciał mi przez to powiedzieć sami zobaczcie...

"Artur Boorman to weteran wojenny, który jako spadochroniarz uczestniczył w I wojnie w Zatoce Perskiej. Artur w ciągu swojej służby wojskowej, oddał setki skoków, które wydały tragiczny plon w postaci kontuzji i nieodwracalnych (tak twierdzili lekarze) zmian w układzie ruchu.
Lekarze nie dawali Arturowi cienia szans. Przez niemal 15 lat słyszał to samo: już nigdy nie będziesz chodzić o własnych siłach. Przez te wszystkie lata, Artur zdążył stracić nadzieję na lepsze jutro, aż do momentu, w którym pewien incydent rozpalił w jego duszy płomyk nadziei. Wystarczyło naprawdę niewiele...
Autentyczna historia bolesnych wzlotów i upadków zainspirowała setki tysięcy ludzi na całym świecie. Artur poprzez swoją żelazną samodyscyplinę i upór w dążeniu do celu, odniósł heroiczne zwycięstwo przekraczając ludzkie bariery. Nawet najlepiej dobrane słowa, nie są w stanie w pełni oddać wszystkich emocji tej niesamowitej historii, dlatego zachęcam do przeznaczenia 5 minut na odbycie podróży przez ból, cierpienie i finalne zwycięstwo nad czymś pozornie nieosiągalnym.
 Zazwyczaj bywa tak, że wszystko co wiekopomne zaczyna się bardzo zwyczajnie, by nie powiedzieć — banalnie. Inspirujących historii i przykładów heroizmu, ludzkość spłodziła już dość. Zastanawia mnie tylko dlaczego pomimo takiego zasobu inspiracji i przykładów zwycięstwa nad niemożliwym, większość ludzi wciąż nie wierzy w siebie i tak szybko daje za wygraną? Dlaczego tak łatwo dajemy się wciągnąć w wir bylejakości?
Każdy z nas w życiu nie raz dostał tęgie lanie, każdy z nas wielokrotnie lądował znokautowany na deskach. Powstają tylko nieliczni i to właśnie Ci tworzą historię będąc wzorem dla następnych pokoleń. Nie bój się konfrontacji, biegnij za marzeniami. Przecież i tak nie masz nic do stracenia. Doceń to co masz, mniej narzekaj, więcej działaj, a świat będzie piękniejszy. Nie tylko Twój świat..."

wtorek, 10 lipca 2012

Bardzo zmęczona i bardzo szczęśliwa...

To był bardzo intensywny tydzień, w którym musiałam podjąć wiele ważnych decyzji. Dowiedziałam się jakie wyszły wyniki z moich badań:

PET wnioski - w badaniu PET/TK nie uwidoczniono ognisk nowotworowych od podstawy czaszki do połowy ud. Nie stwierdza się patologicznego wychwytu FDG mogącego odpowiadać lokalizacji choroby nowotworowej, ze szczególnym uwzględnieniem miąższu wątroby.

Rezonans Magnetyczny wnioski - obraz zmiany ogniskowej w wątrobie niejednoznaczny, ocenę utrudniają niewielkie wymiary zmiany. Obraz dyfuzyjny budzi podejrzenie charakteru przerzutowego zmiany, do rozważenia wczesna kontrola porównawcza z oceną ewentualnej dynamiki wzrostu zmiany.

Mając tak różne wyniki badań, moja Doktór postanowiła powtórzyć badanie rezonansu za pół roku. Jeśli wynik pokaże zmianę zwiększającą swoje rozmiary, wtedy będziemy się martwić, to znaczy działać :)
Jak na razie cieszę się każdą sekundą swojego życia, tym bardziej, że dzięki podjętej trudnej decyzji, zrobiłam krok w przód, wiadomo przecież, że nic nie dzieje się bez przyczyny :) 

UŚMIECH NA TWARZ I DO PRZODU !!!





wtorek, 3 lipca 2012

Luxtorpeda - Hymn

"Przychodzi chwila, w której własne idee trzeba wcielić w życie"

           Odkąd wróciłam do pracy, mam trudności z zorganizowaniem sobie czasu. W piątek wieczorem postanowiłam, że w sobotę pojadę na pogrzeb Magdy do Warszawy. Miałam niewytłumaczalną potrzebę podziękowania jej osobiście za wszystkie kolory, którymi się dzieliła z nami chorującymi. Jechałam przez pięć godzin w trzydziestostopniowych upale bez klimatyzacji (na szczęście) i ani przez moment nie przeszło mi przez myśl, że to głupota jechać taki kawał, by pożegnać osobę, której się osobiście nie znało. Sens w tym, że też dzięki jej fundacji i pozytywnemu nastawieniu, którym tak emanowała, udało mi się z uśmiechem przejść przez niejedną trudną dla mnie chwilę. Także ubrana na kolorowo ze słonecznikami na ręce dołączyłam do konduktu żałobnego. Kiedy staliśmy tam i żegnaliśmy Magdę utwierdziłam się w przekonaniu, że czas coś zmienić, że właśnie otrzymałam jakiś drogowskaz i powinnam się nim pokierować.
       Przez te  pół roku oduczyłam się przebywania w gęstej atmosferze jaka wytwarzała się  przez ostatnie tygodnie. Biłam się z myślami, czy aby na pewno dobrze zrobiłam, że wróciła po trzech tygodniach od chemii do pracy na pełny etat. Mój organizm domagał się hamulca. przychodziłam do domu i padałam, jadłam i spałam, spałam spałam.  Zadałam sobie zatem pytanie czy ja, aby jestem na właściwym miejscu o właściwej porze?  Odpowiedź była prosta - to nie jest to co chcę w życiu robić, ponieważ nie widać owoców mojej pracy, jest nienamacalna, niewidoczna, nie ciesząca oko. Pieniądze to nie wszystko, myślę że mogę zarabiać mniej bylebym tylko dawała komuś radość, by ten kto "jest nade mną" doceniał to co robię, a nie przy byle okazji mówił, że nie spełniam jego oczekiwań. Zderzyłam się z rzeczywistością, z którą nie bardzo umiem sobie poradzić, przyznaję się, że po chorobie się wszystko pozmieniało, i nie potrafię się odnaleźć - staram się, ale jest ciężko, inaczej. Wypadając z tego pędzącego koła, postałam trochę z boku i w końcu mnie to uderzyło. Czas choroby sprawił, że stałam się nadwrażliwa na ton, w którym ludzie zwracają się do siebie. W niektórych sytuacjach trudno powstrzymać mi się od płaczu, ale nie robię tego przy innych, robię to po kryjomu. Boli jak cholera kiedy uśmiechasz się do ludzi, a oni w zamian  zwracają się do ciebie z niezrozumiałymi pretensjami i nie piszę tu o ludziach z pracy tylko ogólnie. Takie dwie strony medalu - ja zmęczona wyniszczającą kuracją, którą stosuję by żyć, a obok mnie ludzie zmęczeni życiem, ciągle narzekający na wszystko. Wiem, że na siłę się nikogo nie uszczęśliwia, ale człowiek człowiekowi wilkiem staje się coraz bardziej - ktoś powie "z choinki się urwałaś, zawsze tak było"... Usłyszałam ostatnio, że za lukrowo patrzę na świat, że się bawię w Matkę Teresę, bo chcę by wszyscy się kochali, a przecież tak się nie da. Niestety moją karmą musi być pozytywne myślenie, inaczej popadłabym w marazm. Dostałam drugą szansę i chciałabym ją wykorzystać. Skończyć z rutyną, z gonitwą za... I pomimo tego, że świata nie zmienię i w oczach niektórych ludzi moje działania będą infantylne, to będę dążyć do tego, by mieć pogodne i pozytywne podejście do świata...


"ZACZNIJ TAM GDZIE JESTEŚ. UŻYJ TEGO CO MASZ. ZRÓB TO CO MOŻESZ" A.Ashe

 Działam!!!

(fot. david.nikonvscanon / flickr.com)