„Nie sztuka się buntować przeciwko światu – przeciwko deszczowi, kiedy leje, i słońcu, kiedy praży. Sztuka buntować się przeciwko swoim ograniczeniom w imię przekroczenia własnych granic” Ks. J.Tischner

niedziela, 17 czerwca 2012

Badanie PET/CT

13.06

Tego dnia wstałam o 8:00 i spokojnie przygotowałam się do wyjścia, w międzyczasie wstał Tomek, który przychodząc z nocki spał jak dziecko przez trzy godziny. Przyjechaliśmy do Onkologii godzinę wcześniej od wyznaczonego czasu badania. Weszliśmy na Ip. i udaliśmy się do Zakładu Medycyny Nuklearnej i Endokrynologii Onkologicznej. Tomek zajął miejsce przy stoliku (tym samym, przy którym czekaliśmy na scyntygrafie kości), a ja weszłam do pokoju, w którym urzędowała przemiła Duża Pani. Otrzymałam numerek 18 z informacją, że mam czujnie nadsłuchiwać, kiedy zostanie wywołany i do którego gabinetu pokierowany. Wróciłam do Tomka i czekałam. Po niespełna pięciu minutach usłyszałam w głośnikach "Pacjent numer 18 proszę o podejście do gabinetu białego". Weszłam do gabinetu, w którym pracowały dwie Panie. Jedna w niesamowicie długich dedrach, spiętych w nieładzie i Siostra, którą miałam okazję spotykać już wcześniej - przy chemioterapii na przykład. Siostra poprosiła mnie o podanie wagi i wzrostu, po czym wręczyła test ciążowy i spytała czy aby na pewno jestem na czczo. Zrobiłam co miałam zrobić i wróciłam do białego gabinetu z wynikiem "Jedna kreska - dobrze - w takim razie proszę usiąść na fotel i wyciągnąć rękę, założymy wenflon". Po jego założeniu, zostałam poproszona o powrót na swoje miejsce i poczekanie na kolejne wezwanie. W międzyczasie miałam popijać wodę (co najmniej pół litra) i dużo siusiać. Po godzinie usłyszałam komunikat "Pacjent numer 18 proszę o podejście do gabinetu niebieskiego". Weszłam do gabinetu o podanej nazwie koloru, z którym nie miał nic wspólnego. Za biurkiem siedział kierownik Zakładu Diagnostyki PET, który z włoskim akcentem poprosił mnie bym usiadła na przeciwko w celu przeprowadzenia krótkiego wywiadu. Doktor pytał np. czy w moim domu są jakieś kobiety w ciąży lub małe dzieci, jeśli nie to dobrze, jeśli tak to nie powinnam przez ten dzień z nimi przebywać. Pokrótce przedstawił mi procedury tego badania.

Opis zaczerpnięty ze strony Onkologii w Gliwicach:

Co to jest badanie PET-CT?
Badanie PET-CT (Pozytonowa Tomografia Emisyjna) jest badaniem z dziedziny medycyny nuklearnej. Opiera się na podaniu minimalnej ilości fizjologicznych molekuł (glukoza, aminokwasy itd.) znaczonych atomami radioaktywnymi o bardzo krótkim półokresie rozpadu. Takie izotopy radioaktywne nazywają się radioznacznikiem PET.
Podanie radioznacznika jest wykonywane drogą dożylną. Przy użyciu detektora, który pozwala określić dokładnie dystrybucję radioaktywności w ciele pacjenta, można ocenić różne funkcje organizmu (np. metabolizm glukozy, który jest związany z obecnością nowotworów złośliwych).
W przypadku badania PET-CT pacjent jednocześnie poddany jest badaniu tomografii komputerowej (CT). Jest to badanie radiologiczne, dzięki któremu można ocenić anatomię narządów pacjenta i zlokalizować precyzyjnie ewentualne ogniska gromadzenia radioznacznika PET.
  
Rodzaj badań wykonywanych w Zakładzie Diagnostyki PET
Badanie z fuzją PET-CT z  F 18[FDG] dla oceny:
- chorób nowotworowych,
- metabolizmu mózgu.
Przygotowanie do badania PET-CT
Należy pozostać na czczo przez co najmniej 4 godz. przed badaniem. 
Można pić wodę lub herbatę bez cukru w dowolnej ilości. 
Nie należy używać gumy do żucia i cukierków.
W dniu planowanego badania należy przynieść ze sobą 1 litr wody mineralnej niegazowanej.
Pacjenci chorujący na cukrzycę powinni skontaktować się z Zakładem Diagnostyki PET w celu uzyskania dodatkowych informacji.
Pacjentom nie powinny towarzyszyć dzieci i kobiety w ciąży.
Czas konieczny na wykonanie badania wynosi od 3 do 5 godzin. 

Po zakończonym wywiadzie, Doktor wręczył mi moje skierowanie i poprosił o przekazanie
go do gabinetu białego. Tam poinformowano mnie, że po godzinie dwunastej zostanę poproszona z butelką wody do leżakowania i tyle. Wróciłam do Tomka, siedziałam popijając wodę i czekałam. Po kolejnych czterdziestu pięciu minutach usłyszeliśmy w głośnikach mój numer, więc wzięłam wodę i poszłam do gabinetu białego, a Tomek zszedł do bufetu. Pani w dredach prowadziła mnie do ciemnego i ziemnego pomieszczenia, w którym na drewnianych kozetkach, leżeli pacjenci przykryci kocem. Każde łóżko, nakryte jednorazowym prześcieradłem, oddzielone było parawanem. Przy wyznaczonym dla mnie łóżku, szeptem dostałam wskazówki co mam robić a czego nie. "Bardzo proszę wygodnie się położyć i popijać wodę, korzystać tylko z tej toalety po prawej i nie rozmawiać, nie czytać, wyłączyć komórkę i czekać na wezwanie". Położyłam torebkę i wodę na stoliczku obok łóżka, położyłam się i czekałam. Podjechała do mnie Siostra ze swoim stoliczkiem z wyposażeniem medycznym, odsłoniła roletę i wstrzyknęła w wenflon Fluorodeoxyglukozę "Bardzo proszę dać ręce wzdłuż ciała, nie krzyżować nóg i popijać wodę". Zasłoniła roletę i odjechała z wózeczkiem do innej pacjentki. Mijały kolejne minuty, widziałam jak inni pacjenci po upływie swojego czasu wychodzili do toalety na ostatnie siusianie i prowadzeni byli do sali na badanie, ja popijając co jakiś czas wodę, cierpliwie leżałam w tych ciemnościach. Nagle staje przede mną Siostra i mówi "Kochanie, ale ja mówiła żeby trzymać ręce wzdłuż tułowia" Popatrzyłam na nią i pomyślałam sobie "W takim razie jak mam popijać tą wodę - cwaniaro?" Zrobiłam dwa kolejne łyki wody, zakręciłam butelkę i odłożyłam ją na stolik. Siostra odeszła bez słowa, zdając sobie - chyba - sprawę jakie głupstwo palnęła...
Nadszedł mój czas, młoda pracownica wywołała moje nazwisko i poprosiła bym opróżniła pęcherz, stałam w kolejce i czekałam, czekałam, czekałam...pracownica wyszła i spytała czy już jestem gotowa, odpowiedziałam, że niestety nadal nie miałam okazji, więc poprosiła bym weszła do pomieszczenia i została w spodniach bez paska i koszulce bez  bielizny "Teraz proszę iść skorzystać z toalety i do mnie wrócić". Poszłam, ale chłopak który był za mną pokiwał głową na znak, że nic się nie zmieniło. Pomyślałam, może trzeba tam zapukać zobaczyć czy nic się nie stało starszej pacjentce, która już na początku bardzo dziwnie się zachowywała, kładąc się na kozetce z nogami na poduszce. Pukając zapytałam, czy wszystko w porządku, Pani otworzyła drzwi popatrzyła na mnie i z uśmiechem zapytała "A gdzie jest lekarz?" powiedziałam jej żeby poszła się położyć na łóżko, bo lekarz dopiero będzie ją wołał. Wracając z toalety zauważyłam, że pacjentka zamiast położyć się na swoje miejsce, to położyła się na miejsce obok - czyli moje. Stwierdziłam, że jak jest jej dobrze to niech leży sobie, a ja śmigam na badanie. 
Weszłam do sali, drzwi przesuwane zamknęły się szczelnie, pracownica obsługująca maszynę wyszła z oszklonego pomieszczenia i poprosiła bym położyła się na wyznaczonym miejscu, ściągnęła spodnie do kolan i włożyła głowę do specjalnej poduszki, zakładając ręce za głowę i równocześnie trzymając łokcie. Skanowanie całego ciała po kawałku, od czubka głowy do czubka palców, zajęło z jakieś piętnaście minut. Po wszystkim wstałam, ubrałam się, podziękowałam i wyszłam z sali. Siadając na krzesełku przy wyjściu, czekałam na znak że mogę opuścić pomieszczenie i wrócić do męża. Po piętnastu minutach wróciłam i poprosiłam Tomka byśmy zeszli jeszcze do bufetu coś zjeść - zupa kalafiorowa była pyszna. Wróciliśmy do domu po godzinie 16:00.
Wyniki badania za dwa tygodnie, przy konsultacji z p.Doktór prowadzącą, które odbędą się po drugim badaniu tj. 20.06. - Rezonans j.brzusznej.  

Wracając odebrałam awizo z poczty - list polecony z ZUS-u, w którym poinformowano mnie, że do 29.05 wykorzystałam za 2011 rok wszystkie dni tj. 182 pozwalające choremu na otrzymywanie zasiłku chorobowego, dlatego też od 30.05 do 11.06 nie mam prawa do zasiłku za w/w okres. Zobaczymy co powie mi Pani z ZUS-u, do której wybieram się w poniedziałek. Zapytam ją o to, w jaki sposób mogę odzyskać należne mi pieniądze, które de facto są moim wynagrodzeniem, za które żyję. Muszę przyznać że nie zdenerwowałam się aż tak bardzo, poczułam za to żal i taką bezradność. Pomyślałam też, że człowiek jest uczciwy, nie symuluje, stara się robić wszystko zgodnie z prawem, ale mimo to i tak musi chodzić, tłumaczyć się, tracić czas i pieniądze. Mam nadzieję, że dowiem się co można zrobić i czy w ogóle mam jakieś szanse, czy nie. Dobrze że wróciłam do pracy...