„Nie sztuka się buntować przeciwko światu – przeciwko deszczowi, kiedy leje, i słońcu, kiedy praży. Sztuka buntować się przeciwko swoim ograniczeniom w imię przekroczenia własnych granic” Ks. J.Tischner

sobota, 21 grudnia 2013

Bardzo Szczęśliwe Zakończenie

              Dzisiaj jest odpowiedni moment, by całkowicie pożegnać się z blogiem. Ten blog nadal zostaje dla ludzi, którzy szukają wsparcia, optymizmu, nadziei i informacji dotyczących raka piersi - postawionych w trudnej, nieznanej im sytuacji.
               Mimo, że na zawsze zostanę pacjentką onkologii i do końca moich dni będę jeździć na kontrole do Gliwic, to swoją walkę uważam za zakończoną - WYGRANĄ.
Ktoś może zadać pytanie, dlaczego więc dopiero dzisiaj postanawiam zakończyć pisanie bloga, ano dlatego że z premedytacją przestałam pisać w kwietniu, czekając na ten moment. Uwielbiam dramatyczne historie, kończące się szczęśliwie. Jeszcze dwa lata temu było tak :

http://pomimowszystko.blogspot.com/2012/01/napisac-ci-ze-wszystko-bedzie-dobrze.html

        Kiedy dowiedziałam się, że Bóg dał nam szansę, o której tak bardzo marzyliśmy, postanowiliśmy zaszyć się w swoim gniazdku, chuchając i dmuchając, by ten Cud bezpiecznie się urzeczywistnił. Nie obyło się bez trudności, ale finał który miał miejsce w piątek 13-tego grudnia :) utwierdził nas w przekonaniu, że warto było stawiać na swoim, podejmować trudne decyzje zgodnie ze swoimi przekonaniami, wartościami. 
             Tym cudem jest nasza Córeczka Dorotka - której imię oznacza "ta, która przyszła na świat jako Dar Boży". Kiedy zaraz po wyciągnięciu z mojego brzucha położyli mi ją na klatkę piersiową, pomyślałam sobie "Boże jeszcze rok temu chcieli poddać mnie kastracji, a dziś zostaję mamą". Uczucie nie do opisania, coś czego nie da wyrazić się słowami, tylko jeden Bóg wie co wtedy czułam i czuję do dziś. Przepiękny czas narodzin Dzieciątka Jezus - czas kolęd i pastorałek, pokrył się z narodzinami naszego Dzieciątka - czy można chcieć czegoś więcej...

Nigdy nie traciliśmy nadziei, ale przede wszystkim wiary - POMIMO WSZYSTKO,
 nasze najskrytsze pragnienie spełniło się, gorzka cierpliwość przyniosła baaaaardzo            Słodki Owoc, który dostał 10 punktów w skali Apgar :)


   
















 

środa, 17 kwietnia 2013

Wszystko pod kontrolą - jestem i mam się świetnie

       W dniu dzisiejszym przeszłam pierwszą kontrolę po zakończonym leczeniu. Pobrano mi krew, by zbadać próby wątrobowe i wykonać morfologię z wymazem. I tu będę monotematyczna i nie omieszkam zwrócić uwagi na przerażającą liczbę pacjentów - dzisiaj kolejka była dwa razy dłuższa niż zawsze. Przekrój wiekowy mniej więcej od 30 do 80 lat. Nie będę biadolić - po prostu porozmawiam z Najwyższym, by nie zabrakło im siły do walki.
Wracając do badań. W gabinecie po dwóch, godzinach oczekiwania, otrzymałam informację, że wszystko wyszło wzorowo. Przebadano mnie palpacyjnie, spisano (dobry) wynik usg piersi, który wykonałam w zaprzyjaźnionym gabinecie i zaproszono na kolejną kontrolę za trzy miesiące. Mam nadzieję, że Wy "niewierni Tomasze" macie namacalny dowód, że rak jest do wyleczenia i nie trzeba od razu kłaść się do trumny. Nie gwarantuję Wam, że będzie łatwo i przyjemnie i wszystko pójdzie jak z płatka. Pomimo wszystko warto! Po chorobie życie ma słodszy smak i głębsze barwy. Ale to wszystko zależy od nas, jak wykorzystamy kolejną daną nam szansę.

A co poza tym?

   Od piętnastego lutego, znów mam przyjemność nieść ludziom pomoc i opiekować się tymi, którzy potrzebują wsparcia. Ucieszyłam sie bardzo kiedy odebrałam telefon i usłyszałam: "...a już się martwiłam, że znalazła pani pracę. Proszę przyjść podpiszemy nową umowę." Podopieczni przywitali mnie bardzo serdecznie. Oczywiście Stefan zrobił mi dodatkową niespodziankę i wykonał kolejną kartkę na terapii zajęciowej.


Dobry humor dopisuje, doczekaliśmy się słońca, wiec czas ładować baterie pełną parą. Wszystko co budzi się do życia, jest piękne i daje wielkie nadzieje. Znowu będzie kolorowo, soczyście i pachnąco. CUDOWNIE!!!  

Przesyłam moc pozytywnej energii.
 

czwartek, 31 stycznia 2013

W towarzystwie...

           Po tak długim czasie mglistych, szarych, pochmurnych dni moje oczy zobaczyły w końcu niebieskie niebo, a na nim cudownie grzejące słońce - coś pięknego. 
Siedząc w poczekalni z moim Bohaterem, oczekiwałam na przyjęcie do gabinetu. Naszą rozmowę przerwała młoda kobieta, która również oczekiwała na swoją kolej, a wraz z nią jej towarzysz. Jeden uśmiech sprawił, że usiadłam obok niej i tak poznałam kolejną niezwykłą pacjentkę onkologii. Niesamowicie wdzięczna Bogu za wszystko, z pasją tworzenia, przejęta, uśmiechnięta, pełna emocji mówiła z ogromnym zaangażowaniem o swojej "przygodzie życia". Opowiadając wyciągała swoje modlitewniki i obrazki Św.Rity, Św.Faustyny, albo z cytatami dotyczącymi wiary. Poleciła mi książkę "Radykalni" Marcina Jakimowicza, z którą jest związana. Cieszę się, że miałyśmy okazje się spotkać i porozmawiać. < Kasiu, będę się modlić w twojej intencji, bo wiem jak tego bardzo potrzebujesz, szczególnie teraz, kiedy po raz kolejny będziesz musiała stoczyć walkę, bądź dzielna i otaczaj się "pięknem i spokojem">

Odebrałam swoje wyniki, w których wnioski są następujące:
Zmiana ogniskowa w miąższu wątroby, może odpowiadać drobnemu naczyniakowi. Stabilność obrazu w badaniu MR w czasie 6 miesięcy, ujemny wynik badania PET również wskazują na łagodny charakter opisywanych zmian.

A L L E L U J A    I    D O    P R Z O D U!!!



W tym dniu oficjalnie kończy się też moja siedmioletnia "przygoda z rakiem". Pozostają zatem, dożywotne kontrole i czuwanie. Dlatego też myślę, że powinnam  w tym miejscu podziękować z całego serca W S Z Y S T K I M tym, którzy wspierali mnie jak tylko potrafili. 

Bardzo, bardzo dziękuję!

Przede Wszystkim na pomnik zasługuje MÓJ BOHATER, który zamartwiał się, czuwał, troszczył się, był na każde skinienie palca, przeżywał, gotował i karmił, wspierał, znosił marudzenie, wybrzydzanie, huśtawki nastroju, napady lęków, płaczu i strachu, był świadkiem wielu obrzydliwych scen, wycierał, podcierał, podnosił - tak to mój perfekcyjny Pan Domu - KOCHAM CIĘ!




czwartek, 24 stycznia 2013

Po mojemu, po naszemu...




Ja i mój Bohater radujemy się już po cichutku - oficjalnie dowiemy się w czwartek, ale po co trzymać wszystkich w niepewności do czwartku. Wynik nieoficjalnie brzmi: "to nie raczek to naczyniaczek".
Zastanawiałam się przez chwilę, po co wycofali się z pierwszej postawionej diagnozy i wszczepili mi niezłą dawkę lęku... ale to już historia, bo wszystko dobre co się dobrze kończy!
Czas zakasać rękawy i brać się za realizację planów, które czekały przykurzone w szufladach.


sobota, 12 stycznia 2013

Rezonans magnetyczny - jama brzuszna II



Wchodząc do onkologii, pierwsze co mnie uderzyło to kolejka, niesamowita ilość pacjentów, chcących oddać krew do badania. Wiem, że chorzy byli i będą, ale ich stale rosnąca liczba jest paraliżująca. Po godzinie usiadłam na krzesełko, witając się z Siostrami i wyciągnęłam rękę do kłucia. Czułam jak ktoś mi się przygląda, odwróciłam się i szeroko uśmiechnęłam - uśmiech został odwzajemniony:
-dzień dobry, jak się pani czuje, dawno pani u nas nie było pani Agatko.
-aaa witam, to niesamowite, że przy takiej ilości pacjentów, pani mnie zapamiętała. Tak miałam półroczną przerwę, a dzisiaj będę miała rezonans j. brzusznej, dla wykluczenia lub potwierdzenia przerzutów na wątrobie...
-jeśli pani będzie miała rezonans to ja tu muszę zmienić zlecenie, bo zlecono krzepnięcie krwi, a pani ma mieć zbadany poziom kreatyniny we krwi - mówiąc to pielęgniarka, która za chwilę miała wbić się w moją żyłę zmieniała zlecenie.

Po kilkunastu minutach było po wszystkim. Udaliśmy się z moim Bohaterem na piętro, by dołączyć do kolejnej kolejki. W rejestracji usłyszałam, że jak będzie wolne urządzenie to mnie poproszą do środka. Zeszliśmy na parter, by zobaczyć jak się sprawy mają, ale niestety cudów nie ma, ludzie czekali też tutaj, więc żeby móc poleżeć i posłuchać tych specyficznych dźwięków musieliśmy sobie poczekać...
No to poczekaliśmy, ale nie pod gabinetem. Najpierw odebraliśmy z archiwum, ksero kartoteki za zgodnością z oryginałem, które z pewnością się przyda. Za jedną stronę liczą sobie 65 groszy, mój rok leczenia w ich kartotece ma 69 stron, także nie jest źle.
Potem udaliśmy się do bufetu, gdzie również nie ominęła nas kolejka. Stojąc w niej po dwie herbaty z cytryną, nuciłam sobie w głowie "Psalm stojących w kolejce". Po jakimś czasie siedzieliśmy już przy stoliku, wczytując się w archiwalną dokumentację. Stwierdziliśmy, że nas już zawsze będzie zdumiewać fakt, że czas pędzi jak TGV V150 - tak ten pociąg jadący z prędkością 574,8 km/h. (i w tym momencie pomyśleliśmy, że to niesamowite byłoby znaleźć się po godzinie nad morzem - no ale takie rzeczy to tylko w erze, a już na pewno nie w Polsce).

Po dwóch godzinach wróciliśmy pod gabinet i czekaliśmy kolejne dwie. Kiedy w końcu poproszono mnie do gabinetu i umieszczono wenflon, wreszcie moje jelita przestały się skręcać. Zdjęłam wszystko co metalowe i udałam się do kolejnego pomieszczenia.

 -musimy poczekać, pani doktór chce pani zadać pytanie zanim zaczniemy-

Sobie myślę, czyżby "moja", ale nie, to była pani doktór, która analizowała i opisywała przeskanowany obraz z rezonansu.

-dzień dobry, pani Agato czy ostatnie badanie było w trakcie chemioterapii?-
-nie pani doktór, chemie skończyłam w maju, a badanie miałam w czerwcu -
-no dobrze, dziękuję to dla mnie bardzo istotna informacja-

I tym razem pomyślałam, że przecież oni mają całą historię w swoim systemie (który kiedyś widziałam), ale widocznie tą drogą miała szybciej.

Poproszono mnie o spuszczenie spodni do poziomu ud, zakręcono wężyk do wenflonu i założono słuchawki na uszy. Położyłam się, wkładając głowę w gąbczastą obręcz. Dostałam jeszcze kilka wskazówek, ciężką "płachtę" na brzuch i dzwonek do ręki w razie złego samopoczucia. Panie wyszły, łóżko wjechało do tuby i się zaczęło. Znów miałam okazję wsłuchać się w najrozmaitsze dźwięki jakie wydawała z siebie ta nowoczesna maszyna. Jak wiadomo, nie można tylko leżeć i czekać, aż ta "dyskoteka" się skończy - trzeba współpracować, tak więc wykonywałam następujące polecenia: "proszę nabrać powietrze... proszę wypuścić powietrze... proszę nie oddychać... można oddychać". Kiedy zadanie zostało wykonane, poszłam ubrać swoje metalowe rzeczy, w tym samym czasie przyszła pani doktór:

-pani Agato trzeba będzie powtórzyć jedną sekwencję. Proszę iść na herbatę i przyjść za godzinę, ponieważ po tej pacjentce poprosimy panią ponownie-
-coś wyszło nie tak?-
-nie, po prostu chcielibyśmy zobaczyć jak długo wypłukuje się kontrast i czy będzie on nadal widoczny w zmianie-
-czy może mi pani doktor powiedzieć, czy ta zmiana urosła?-
-nie, zmiana ma takie same rozmiary jak w czerwcu, ale musimy ją scharakteryzować - ma pani godzinkę-
-dobrze, dziękuję-

Wyszłam z helikopterem w głowie, już jak rozmawiałam z doktórką, w głowie kręciło mi się jak na karuzeli.
-Agata chodź, usiądź sobie, bo cię rzuca. Już się martwiłem, godzinę tam byłaś i co mówili ci coś?-
-tak mamy tu wrócić za godzinę, chcą powtórzyć jedną sekwencję-

Była godzina druga, siedząc przy kolejnej herbacie z cytryną próbowałam namówić mojego Bohatera na coś do jedzenia, ale on uparty jak zawsze, solidarnie ze mną niczego nie jadł.
Mieliśmy mieszane uczucia, zmiana się nie powiększyła to jest bardzo dobra informacja, aczkolwiek my nauczeni doświadczeniem musimy mieć wyniki w ręce czarno na białym, wtedy możemy upić się do nieprzytomności ze szczęścia...

Wróciliśmy pod gabinet i czekaliśmy, aż mnie poproszą. W sumie minęło półtorej godziny, jak udało się wykonać powtórkę badania. Po badaniu, wychodząc, zapytałam jeszcze panią technik czy może mi coś już powiedzieć na temat tej zmiany, czy widzi coś niepokojącego:
 -nie nie mogę, ja tu nie jestem lekarzem, wyniki będą do dziesięciu dni roboczych, na kolejnej wizycie u lekarza prowadzącego, dowie się pani wszystkiego-

Podziękowałam i wyszłam. Stwierdziłam, że zasłużyłam na kawałek tortu kaukaskiego, który "machał" do mnie zawadiacko z lady pań bufetowych kiedy piłam herbatę. Zakupiłam kawałek na wynos (mój bohater odmówił), i w drodze powrotnej delektowałam się nim z każdym kęsem coraz bardziej. Słodkość zapełniła wszystkie moje kubki smakowe i rozbudziła we mnie endorfiny wprowadzając mnie w euforię.
Wróciliśmy do domu po dziewięciu godzinach, nasz pierwszy posiłek zjedliśmy o godzinie osiemnastej, smakował jak nigdy...

środa, 9 stycznia 2013

"Denerwujesz się?"

Tak, mam w sobie pewnego rodzaju niepokój. Czuję napięcie w okolicy jamy brzusznej, a gdyby to bardziej sprecyzować, od dwóch dni mam zaburzenia żołądkowo jelitowe. Jutro przypomnę sobie jak to jest, gdy mnie pokłują, nakontrastują i zeskanują właśnie w obrębie odczuwanego dyskomfortu, potem przeanalizują obraz i za dwa tygodnie wydadzą opis/wynik. Okaże się wtedy, który przygotowany na ten rok, plan wybierzemy - A czy B.






Wczoraj odebrałam papiery z pracy - umowa wygasła z dniem powrotu Pani oddziałowej, którą zastępowałam. Weszłam na chwilę na oddział, a tam taka niespodzianka...
- o pani Agata przyszła, moja opiekunko... - dobiega wołanie z końca korytarza
- pani Agato, niech pani zaczeka ja przyniosę opłatek -
- ale Marek, my już dzieliliśmy się opłatkiem w wigilię nie pamiętasz? -
- tak, ale to jest nowy rok, więc składam pani noworoczne życzenia... -
- dziękuję, tobie życze dużo zdrowia i dobrej opieki.

Nagle widzę jak kolejka się powiększa, i życzenia noworoczne składa mi gromadka mieszkańców. Każdemu składam takie same życzenia, by nikt nie poczuł się gorszy. Ostatni jest Stafan, podaje mi rękę i mówi:
- pani Agatko zrobiłem jak obiecałem, kartka dla pani od nas na pamiątkę-
Biorę kartkę i czytam jej zawartość i z całego serca dziękuję powstrzymując gulę w gardle:
-dziękuję wam Chłopcy, Stefan ja się zaraz wzruszę. będzie stała na honorowym miejscu. Z mojej strony mogę obiecać, że będę Was odwiedzać, tak często jak to będzie możliwe.

I wtedy wtrąca się Marek:
-pani Agato, to pani jest nadal moją opiekunką czy nie?-
-nie Marek już nie jestem-
-ale to pani już tu nie pracuje?-
-tak, nie pracuję-
-ale pani Agato, ja chciałbym wodę, konserwę, papierosy i chciałbym pójść do optyka i chciałbym nowe zęby-
-a właśnie gdzie ty masz zęby-
-wpadły mi do muszli jak się załatwiałem, nie ważne-
-wiem Marku, ale ja już nie mogę tego załatwić dla ciebie, musisz zapytać kto teraz będzie się tobą zajmować i ewentualnie go o to poprosić-
-aha, rozumem-

Podchodzę do Jerzyka, który po urazie biodra jest unieruchomiony na wózku:
-witaj Jerzyku, jak twoje samopoczucie?-
-dzień dobry pani Agato, bardzo dobrze się czuje, ale słyszałem że ma pani bardzo niedobrego męża-
-Jerzyku, ten kto podzielił się z tobą taką informacją, jest w błędzie, bo wiesz ja mam bardzo dobrego męża- uśmiecham się i głaszczę go po ramieniu
-no tak oczywiście, bardzo panią przepraszam i życzę pani i mężowi wszystkiego dobrego,pani Agata jest bardzo ładną kobietą i musi mieć dobrego męża-
-Jerzyku a nie jest ci tu zimno przy tym stole, przynieść ci koc?-
-tak poproszę, dziękuję serdecznie, a czy zrobi mi pani kawę i poda ciastko-
-oczywiście Jerzyku, ale następnym razem, dobrze?-
-oczywiście-

Mimo tego że nie zawsze było "kolorowo", będę bardzo dobrze wspominać pracę w tym miejscu i ludzi, którymi się opiekowałam.



Kolejny rozdział zamykam z uśmiechem na twarzy i kieszeniami napełnionymi mocnymi przeżyciami. Misja została wykonana pomyślnie. Czas na kolejne wyzwania...

 A tymczasem otulona mięciutkim kocem, z kubkiem gorącej czekolady udaję się oglądać kolejny odcinek serialu  "Głęboka Woda".

środa, 2 stycznia 2013

Podsumowanie

Kolejny rok przeszedł do historii, pełen skrajnych emocji, wrażeń i doświadczeń. Rok, który wysoko postawił mi poprzeczkę, wydawało by się nie do przeskoczenia. Dziś wiem, że jeśli schowa się zahamowania i przełknie strach, to wszystko jest możliwe. Dzięki temu, że tak potoczyły się moje losy zyskałam nowych znajomych i jeszcze bardziej utwierdziłam się w przekonaniu, że moi "starzy" dobrzy znajomi znów mnie nie zawiedli. Dokonałam wielu bardzo ważnych wyborów, przeżyłam chwile pełne wzruszeń i oczyszczających duszę łez. Rok, w którym wszystko zmieniało się w tempie ekspresowym. Żaden rok nie minął mi tak szybko jak ten, który  właśnie się zakończył. Było pięknie, barwnie, smacznie i ciepło, ale też trudno, boleśnie i męcząco...
Oby ten rok był mniej wyczerpujący, dojmujący i zawiły. Żeby nie zabrakło w nim miłości, wiary i nadziei w to, że wszystkie odłożone w zeszłym roku plany będzie można w końcu realizować.

Wszystkim tym, którzy rozpoczynają swoją "przygodę" z rakiem życzę ogromnej woli walki, siły i niewyobrażalnego wsparcia. Nie poddawajcie się nawet wtedy, gdy padacie na ryj, nawet wtedy gdy zmordowani leczeniem myślicie o tym, żeby skończyć z tym wszystkim. Miejcie odwagę pytać o wszystko i nie duście w sobie złych emocji, każdy cierpiący ma prawo się wykrzyczeć i wyżalić. Warto walczyć dla zapachu dziecka, dla dotyku męża, dla uśmiechu przyjaciółki, dla smaku czekolady, dla aromatycznej kawy, dla ciekawej książki, dla dobrego filmu, dla śpiewu ptaków, dla wymarzonej wycieczki, dla niesamowitych widoków, dla wspinaczek górskich, dla tak wielu rzeczy, chwil, doznań...
Wszystkim tym, którzy są przy ludziach dotkniętych chorobą, życzę by nie ustawali w podtrzymywaniu na duchu tych, którzy cierpią, tych którzy wydają im się męczący i nie do zniesienia. Choroba niesamowicie zmienia człowieka, czasem staje się dużym ciężarem dla rodziny. Życzę Wam byście nauczyli się ogromnej cierpliwości, do ludzi którzy nie zawsze podziękują Wam za opiekę, a co gorsza będą niemili przez ból i skutki uboczne leków, przez wyczerpanie nerwowe, psychiczne i fizyczne. Wspierajcie czynem, słowem i gestem wszystkich tych, którzy Was potrzebują...
Życzę Wam wszystkim ogromnej wytrwałości i wiary w to, że żarliwa walka się opłaca...

Moja metamorfoza wewnętrzna i zewnętrzna nadal trwa, dziękuję Bogu za kolejny przeżyty i dany mi rok. 
  
styczeń
 

luty

marzec

kwiecień

maj

czerwiec

lipiec

sierpień

wrzesień

październik

listopad

grudzień