„Nie sztuka się buntować przeciwko światu – przeciwko deszczowi, kiedy leje, i słońcu, kiedy praży. Sztuka buntować się przeciwko swoim ograniczeniom w imię przekroczenia własnych granic” Ks. J.Tischner

poniedziałek, 25 lipca 2016

Fajnie jest

Pomimo tego, że skutki uboczne są coraz silniejsze i w skład moich codziennie zażywanych tabletek wchodzi Loperamid i Enterol, to staram się normalnie funkcjonować. Staram się zmniejszać ilość jedzonych owoców, by dodatkowo nie roztrajać jelit. Ubolewam, bo pochłonęłabym o wiele więcej tych dobroci - taka jestem pazerna :), ale boję się za każdym razem, kiedy jestem poza domem, że mogę nie zdążyć, więc lepiej nie kusić losu.

Wychodzimy sobie na spacery i napawamy się wakacyjną aurą. Najczęściej szukamy biedronek, które na małym paluszku zatrzymują się i rozchylają swoje skrzydełka odlatując do nieba. "Ojej!" - najczęściej to wydarzenie komentuje Dorocia takim właśnie okrzykiem. Ostatnio, myjąc naczynia, usłyszałam w radiu nowy singiel Adele, podeszłam i puściłam go trochę głośniej. Dorocia spojrzała na mnie i uśmiechnęła się wymownie. "Tańczymy" - powiedziałam. Gdyby ktoś nas wtedy kamerował - miałabym mega pamiątkę. Jak widziałam jej ruchy i to jak mnie naśladuje, wszystkie bóle odeszły w kąt, a my dwie pochłonięte wspólnym tańcem byłyśmy najszczęśliwsze na świecie. Dziś przez dłuższy czas wydurniałyśmy się na podłodze, jak rzadko - uwielbiam te nasze wspólne wygłupy. Nieraz wpadam w zadumę i myślę sobie ile jeszcze fajnych rzeczy przed nami - nie wyobrażam sobie za wiele, żeby nie zapeszyć, ale wizualizuję sobie te najfajniejsze sytuacje jakie mogą nas spotkać.

A tak z innej beczki, kiedy wylosowano nas na organizatorów kolejnych Światowych Dni Młodzieży, powiedziałam do Męża, że musimy w nich uczestniczyć. Niestety ciałem w Krakowie nie będziemy, ale duchem już tak.W pozytywny sposób zazdroszczę tym wszystkim, którzy będą przeżywać spotkanie z Papieżem na żywo. Mam tylko nadzieję że nikomu nic głupiego nie przyjdzie do głowy i nie zaburzy cudownej atmosfery tego wydarzenia - bo to co się teraz wyprawia...

piątek, 22 lipca 2016

To jest mój blog

Może się to komuś podobać lub nie, ale to co na blogu POMIMO WSZYSTKO jest wypisywane to tylko i wyłącznie moje przemyślenia. Nikogo z imienia i nazwiska nie wymieniam, nie obrażam i nie wytykam palcami. Mam dni lepsze i gorsze. Mogę pisać o fajnych, cudownych i niesamowitych rzeczach, które mnie spotykają, ale też mam prawo do tego by sobie skomentować, gdy mnie coś poirytuje. To ja biorę odpowiedzialność za treści jakie się tu znajdują. Jeśli mam ochotę to mogę sobie szczerze siarczyście przeklnąć, a tym bardziej napisać o brzydkim zapachu który mnie męczy, o korkach na drodze przez wypadek do którego wcale nie musiało dojść, o rodzicach bijących swoje dzieci, o właścicielach psów niesprzątających kup po swoich pupilach,  o dzieciach wrzeszczących pod moimi oknami, o matkach palących na placu zabaw pomimo zakazu, o ojcach którzy nie pomagają swoim partnerkom z różnych przyczyn, o sfrustrowanych kobietach wyżywających się przez swoje niepowodzenia. O wszystkim o czym tylko dusza zapragnie i jeśli komuś się to nie widzi, tak jak Wam: Eliza J., Kumeika, ALA, upiorna na lofrowce, M.P., to proszę nie wchodźcie tu a tym bardziej nie komentujcie.
Jeśli komuś źle z tym, że pomimo wszystko daję sobie radę pomaga mi fundacja, hospicjum domowe i wspierają mnie życzliwy ludzie to niech się do mnie zgłosi. Ja Wam wszystko oddam, ale gratis weźmiecie obowiązkowo chorobę, permanentny ból i cierpienie.

poniedziałek, 18 lipca 2016

Mdli mnie

Skutki uboczne od promieniowania są do wytrzymania, choć w środę biegłam z auta do domu bo myślałam że zwymiotuję. Połowę drogi trzymałam się za głowę, bo myślałam że rozwali mi czaszkę. Boli mnie brzuch, skurczowy ból przypomina ten miesiączkowy, a miętolenie w jelitach jest naprawdę bolesne - czasem nie mogę się ruszyć. Piję wieczorem proszek z bakteriami przyjaznymi jelitom i dzięki nim nie cierpię jeszcze gorzej. A pogoda sprzyja bólowi w miejscu po drenażu opłucnej. I człowiek truje się tą morfiną, wierząc że skutek przyniesienie oczekiwany a tu ni chu chu. Dopiero ibuprom troszkę stłumił ból głowy i sen - lekarstwo moje na wszystko. Postanowiłam, że gdy skończę leczenie przejdę na detoks. Pomału będę odstawiać, najpierw morfinę potem plastry i zobaczę na jakich środkach przeciwbólowych dam radę funkcjonować.  Z apetytem nic się nie zmieniło, chce mi się jeść ale smak potraw się zmienił, jest mało wyrazisty. Wszystko minie i będzie dobrze :) Idziemy ku dobremu.
W środę czekaliśmy dość długo, ale w kolejne dwa dni było już lepiej, nie było w ogóle ludzi więc od razu wchodziłam. Dziś ostatnie napromieniowanie jajników. W środę wizyta u P. Doktór i dalsze wskazówki dotyczące opłucnej.

Myślę, że zdążymy przed naszym urlopem :)


środa, 13 lipca 2016

Czas kastracji

Moje Najbliższe nie zawiodły, wczoraj pochytałam opiekę nam Dorotką i dojazd do Onkologii. Ustaliłam też z technikami, że będę przyjeżdżać popołudniami. Tak więc rozpoczęłam kastrację radiologiczną. Przede mną pięć frakcji. Przed gabinetem byłyśmy o 10 tej, badanie palpacyjne i papierologia poszły sprawnie. Natomiast czekanie przy symulatorze, w którym odbywa się rysowanie ciała (dzięki temu nie mam maski, a rysunek jest nietykalny), a potem czekanie na swoją kolej do naświetlania to kolejne wleczące się minuty. Na szczęście w towarzystwie w jakim byłam bardzo przyjemnie minęły. 
Samo niszczenie jajników trwa pięć minut. Urządzenie naświetla najpierw górną część podbrzusza potem przesuwa się w stronę pleców i naświetla je od tyłu. Leżałam na wznak ze spuszczonymi do połowy ud getrami i lekko zsuniętą bielizną. Z rękami na piersiach i głową włożoną w specjalną podpórkę, tak czekałam aż się zacznie. Po chwili sprzęt zaczął buczeć. Zamknęłam oczy i pomyślałam jakie mam szczęście, że jestem mamą, że podjęłam taką decyzję,  nie zgadzając się na kastrację wcześniej. W ciągu tych pięciu minut wyświetliły mi się obrazy z ciąży, porodu i tego całego okresu kiedy jestem mamą.
 A skutki uboczne? Po wczorajszych naświetlaniach swędziała mnie skóra i miętoliły jelita. Mam też częstomocz i to podobno tyle co ma mi dolegać.
Dziś przejechaliśmy w trójeczkę, nasza Córcia zatrzymała się przy rybkach i ani rusz... Więc siedzę i czekam pisząc sobie tego posta.
Jest 16:48 i nadal czekam, mam zapisane wejście na 15:10, przejechaliśmy wcześniej, bo Tour de Pologne przejeżdża przez nasze miasto, więc trzeba było uciekać zanim kolarze zablokowaliby przejazd. 



Dziś wzięło mnie na pieczenie, a "zainspirowało" mnie jedno jajko jakie zostało mi w lodówce ;)


sobota, 9 lipca 2016

Najedzona po uszy

Obżeram się ;) czereśnie po prostu chłonę i nie umiem się im oprzeć. Maliny wciągam na jednym posiedzeniu, morele zjadam między jednym rodzajem owoców a drugim i wszystko popijam kompotem z czarnej porzeczki. Część zakupionych na targu rzeczy zamroziłam. Drugą część dałam na stół. Szkoda tylko, że nasza Córcia nie lubi surowych owoców. Dziennie zjada przeciery i musy, ale surowego się nie tknie.

Poza tym naświetlania się przesunęły. Zaczynam od wtorku ze względu na serwisowany sprzęt. No niestety nic nie poradzę. Widocznie tak miało być. Choć logistycznie będzie trudno to pochytać, ale mam nadzieję że się uda.


Dorotka mnie ostatnio zaskoczyła swoimi umiejętnościami plastycznymi. Wiem, że nie powtórzy tego rysunku, ale buźka wyszła jej naprawdę ładnie.


Po doprowadzeniu balkonu do użyteczności, zabaw na nim nie ma końca, najbardziej uradowany jest kot, który dzięki zainstalowanej siatce może w końcu wychodzić swobodnie na balkon.

Ps. Dziś mam zamiar zrobić racuchy z serka greckiego z musem porzeczkowym.
Ps2. Zrobione.  



piątek, 1 lipca 2016

Wakacyjne klimaty

Wakacje rozpoczęły się bardzo pysznie. Ilość zjadanych przeze mnie owoców i warzyw jest niesamowita. Gdyby tak można było się  najeść na zapas ;) muszę pomrozić maliny, jagody i śliwki będę miała jesienią na kompot i ciasto. 

Poza tym kiedy tylko możemy fundujemy Dorotce jakieś atrakcje. Ostatnio byliśmy nad jeziorem. Ona uwielbia się pluskać ;)
Znaleźliśmy bardzo fajny plac zabaw i tam też zabieramy naszą Niunie żeby się wyszalała. 
Pomimo upałów wzięło mnie ostatnio na pieczenie -  ciasto z rabarbarem wyszło cudne, słodko-kwaskowate smaki to coś co moje podniebienie uwielbia. 

Co do leczenia, wreszcie coś ruszyło i od środy zaczynam naświetlania. Chce mieć już to za sobą. Muszę zaopatrzyć się w drinki, bo skończyły mi się zapasy, a jeśli znów mój przełyk będzie popalony to będzie moje jedyne pożywienie. Trochę się obawiam tego okresu, ale zdaję sobie sprawę że muszę przez to przejść. Oby to był ostatni etap leczenia i to ze skutkiem, jakiego oczekujemy od ponad roku. 









Pozdrawiam ;)