Wczoraj wstałam o szóstej, zrobiłam śniadanie, pozmywałam naczynia i usiadłam do laptopa z talerzem kanapek. W nocy, kiedy wstaję na morfinę, rodzą mi się w głowie najfajniejsze pomysły - teraz też urodził się fantastyczny, ale to niespodzianka i o tym w innym poście...
Zjedliśmy śniadanko, w między czasie wstała nasza pociecha, więc ubrałam ją i czekaliśmy na Nianię. Czmychnęliśmy pocichaczu do samochodu i wyruszyliśmy po jakże długiej przerwie do Instytutu.
A tam ludzi jak zawsze ogrom. Z jałową maseczką przy twarzy, udałam się z moim Bohaterem pod gabinet, wysłałam smsa że jesteśmy i czekaliśmy grzecznie na swoją kolej. Pani Doktór przyjęła jeszcze jedną pacjentkę, a do nas podeszła w między czasie Znajoma Pani H. ;), która też miała tego dnia kontrolę. (Leżałyśmy z Panią H. na jednej sali w 2006r. I tak się polubiłyśmy, że do dnia dzisiejszego utrzymujemy ze sobą kontakt).
Po krótkim czasie rozmowy, usłyszeliśmy "P.Agatko proszę...". Po przywitaniu się przeszliśmy od razu do badania palpacyjnego. "P.Agatko narośl po drenie zniknęła..." Tak zniknęła ha ha i wiele rzeczy się zmieniło na lepsze. Pokazałam wyniki krwi i poopowiadałam o zmianach jakie zaszły przez ten okres kiedy się nie widziałyśmy. Radości nie było końca. "P.Agatko zobaczę czy ten fizyk, który panią naświetlał jest w pracy, twierdził, że pani tego nie przeżyje...". Fizyk miał wolne "ale to nic jeszcze mu pokaże, że wiem co zlecam". Tak kochani moja Doktór w dziedzinie radioterapii jest wybitną osobą. Po tym wszystkim ustaliłyśmy, że muszę przytyć jeszcze pięć kilo (co najmniej), kontrolę mam na 13 kwietnia wtedy mam oddać krew i wtedy też zostanie wyznaczony termin badania PET. Po tym zostanę zakwalifikowana do naswietlań kośćca.
Pożegnaliśmy się i pojechaliśmy pozałatwiać jeszcze parę spraw po drodze do domu (oddać PIT, wykupić lekarstwa itd.). A w domciu czekała na nas Niania z talerzem naleśników, którymi mogłabym zajadać się codziennie ;)...
Czy ja już pisałam jaką jestem szczęściarą ;)