Choć powinnam chyba upaść na twarz, bo od piątku mam coraz bardziej pod górkę, nie martwię się i wszystko przyjmuję na klatę. Sobota jeszcze w miarę, bo Tom się kurował, a my z Dorotką wybyłyśmy do Przyjaciół i było cudnie, ale niedziela już dała w kość. Rano kaszel był tak silny, że obudziłam wszystkich mieszkańców. (Odbudowa tkanek charakteryzuje się oprócz bólu - potliwością, poskręcanymi palcami, majaczeniem podczas snu, opuchlizną przy obojczyku, zwiększonym tętnem, siniakami na udach, kłuciem w zebrach). Po trzydziestu minutach intensywnych spluwań zielonej wydzieliny z czarnymi tkankami, padłam na sofę, wzięłam głęboki oddech i wstając ponownie zaaplikowałam sobie morfinę i połknęłam dhc (kodeinę). Na szczęście po chwili się wszystko trochę uspokoiło. Mogłam zatem zająć się Córcią, która wstała z gorączką 39,2. Na zmianę z Tomkiem robiliśmy okłady na pachwiny i kark, poza tym podaliśmy jej ibum i po dwóch godzinach temperatura spadła w końcu do 37,8. I tak co cztery godziny przez cały dzień i całą noc. Skończył nam się ibum, więc przez noc dostawała czopki z paracetamolem. Dziś była powtórka z rozrywki, z tym że dziś Dorocia przespała swoją drzemkę popołudniową, godzinę w łóżeczku i trzy godziny na sofie w dużym pokoju. po czym wstała i miała znów 39,2. Rano Niania kupiła nam nową butelkę ibum, więc znów aplikowaliśmy jej syrop i okładaliśmy zimnymi ręcznikami. Od trzech godzin temperatura utrzymuje się w granicach 37 stopni. Dorotka bawi się, je i pije. Także jest dobrze. zobaczymy jak będzie wyglądać noc. Jeśli jutro obudzi się z gorączką niestety czeka nas wizyta u lekarza...