Wstałam, jak zwykle około dziesiątej. Tomek przygotowuje śniadanie, a ja krzątam się po domu planując zadania na dzisiejszy dzień. Po niecałej godzinie dzwoni domofon, myślę sobie pewnie listonosz, ale podnoszę słuchawkę i słyszę "Dzień dobry czy zastałam panią Agatę?" "Tak proszę". Wpuszczam Panią i migiem biegnę do pokoju zmienić spodnie z piżamy na dżinsy i nałożyć szlafrok na górę z piżamy. Słyszę, że drzwi z windy się otwierają, więc otwieram też z mieszkania i proszę Panią żeby weszła. Patrzy na mnie mówiąc "Ja pewnie do pani, jestem z polecenia ZUS-u, przeprowadzę u pani kontrolę...mogę usiąść?" "Ależ proszę, może się Pani czegoś napije?" "A dziękuję, muszę się spieszyć, czy mogę poprosić pani dowód os." Przynoszę dowód, przepraszam za bałagan i siadam naprzeciwko niej. Pani wręcza mi pismo, które zus z Chorzowa dostał od zusu z Zabrza. "Daje pani jeden egzemplarz, a drugi dla mnie proszę podpisać z dzisiejszą datą" robię jak prosi. Po czym czytam treść pisma, kiedy ona spisuje dane z dowodu. Zaczynam się zastanawiać nad sposobem przekazywania pacjentom informacji o takich kontrolach, ale przestaję, bo nagle widzę jak Pani - co się z pisma okazuje - lekarz zadaje mi pytania. Od kiedy pierwsze leczenie? Kiedy pierwsza operacja? Kiedy wznowa? Jakie lekarstwa? Jakie dolegliwości? Jakie samopoczucie na dzień dzisiejszy? Jakie inne choroby? Kiedy kolejna chemia? Jak długo na zwolnieniu? Po wszystkich otrzymanych odpowiedziach, wstaje i mówi "Widzę że ma pani bliznę na głowie..." "Nie to nie blizna, to łuszczyca skóry głowy, o której przed momentem powiedziałam..." "No tak to jeszcze proszę powiedzieć od kiedy pani na to choruje" "Od dziesięciu lat". Widzę, że lekarka chciałaby jeszcze coś zobaczyć, więc pytam "Czy potrzebuje pani jeszcze jakiś informacji?" "Tak chciałabym zobaczyć blizny pooperacyjne" Rozbieram się i pokazuję stare i nowe. Lekarka zapisuje, pomagając sobie rysunkiem, po czym składa wszystkie papiery i mówi "Dziękuję to wszystko, do widzenia i dużo zdrowia" Zamykam drzwi i stoję w przedpokoju jeszcze w lekkim szoku. Dociera do mnie fakt, że przecież jako pacjent mam prawo przygotować się do tej wizyty, tym bardziej że nie mam leżącego l4. Ktoś przychodzi rano znienacka do mojego mieszkania, wręcza mi pismo z dnia 27.02, w którym jest napisane bym była obecna 6.03 o godz. 10:00 i dała możliwość lekarzowi orzecznikowi zusu na skontrolowanie, czy ich nie cyganie i nie wyłudzam pieniędzy bezpodstawnie, a w razie uniemożliwienia badań moje świadczenia pójdą się...
Spokojnie biorę telefon i dzwonię do zusu w Zabrzu prosząc o połączenia z panią inspektor, która wystawiła to pismo. Rozmowa była dość treściwa i spokojna. Na moje pytanie czy nie powinnam dostać tego pisma wcześniej a nie w dniu wizyty, otrzymałam odpowiedź "Wie pani takie było zarządzenie mojego przełożonego" Na pytanie, czy to jest zgodne z prawem pacjenta, skoro nie muszę być w tym czasie w domu bo moje leczenie tego nie wymaga, to jakim prawem zabraliby mi świadczenia skoro nie zostałam uprzednio o tym poinformowana. "Proszę się nie martwić, gdyby orzecznik nie zastał panią w domu zostawiłby informację w skrzynce z wyznaczonym kolejnym terminem" no i tu mnie ruszyło "Przepraszam ale to jest nie logiczne, bo wyraźnie napisała pani o utracie ważności świadczeń dzień po wyznaczonym dniu badania, czy nie prościej wysłać w tym samym czasie jeden egzemplarz pisma do zusu w Chorzowie a drugi do mojej wiadomości, bym miała szansę przygotować się na to spotkanie. Tu jest wyraźnie napisane, że uprzejmie mnie informujecie o planowanym na ten dzień i tą godzinę badaniu lekarskim, i w związku z tym powinnam być pod wskazanym adresem z przygotowanym dowodem os. oraz dokumentacją medyczną. Czy nie powinni mieć państwo zwrotki z informacją, że adresat odebrał pismo i wiadomo wtedy, że jest zobowiązany do przyjęcia takiej kontroli?" "Tak właśnie by było zanim osoby od świadczeń zdecydowałyby o zaprzestaniu wypłaty świadczenia w pani przypadku." Ponieważ Pani była nadzwyczaj miła a ja miałam ochotę zakląć, podziękowałam Pani za rozmowę, prosząc o przesyłanie pism tego rodzaju również na mój adres, żeby nie stawiano mnie w takich niezręcznych sytuacjach, jak przyjmowanie w piżamie, czy utracie czasu na grzebanie w dokumentacji sprzed sześciu lat.
Czy to ja tu czegoś nie skumałam, czy oni myślą, że są tacy sprytni? Nadal nie pojmuję tej procedury, tym bardziej, że sześć lat temu dostałam wezwania na kontrolę do zusu w Tarnowskich Górach, gdzie jak człowiek mogłam wszystko przygotować i przyjechać na wyznaczony termin. Nie mam nic do ukrycia, mogą mnie kontrolować nawet co tydzień, byleby mnie nie straszyli, bo te ich metody są dla mnie niedorzeczne...