„Nie sztuka się buntować przeciwko światu – przeciwko deszczowi, kiedy leje, i słońcu, kiedy praży. Sztuka buntować się przeciwko swoim ograniczeniom w imię przekroczenia własnych granic” Ks. J.Tischner

wtorek, 20 grudnia 2011

"...stan pogody, kiedy temperatura powietrza na otwartej przestrzeni jest niższa od temperatury zamarzania wody..."

Mroźne powietrze sprawia, że mój organizm całkowicie się wybudza. I pomyśleć, że jeszcze pół godziny temu leżałam otulona cieplutką kołderką. Jedziemy tak jak zawsze, nie za wolno nie za szybko, ale z większą ostrożnością, rozglądam się i podziwiam zaszronione trawniki i drzewa, które we mgle wyglądają jak scenografia przygotowana na spektakl teatralny. Przyglądając się pierwszym oznakom prawdziwej zimy, obracam głowę i widzę sznur czerwonych lampek. Auta przed nami zwalniają, po czym zatrzymują się całkowicie i czekają na dalszy bieg wydarzeń. Po dwudziestu minutach niektórzy kierowcy, tracąc cierpliwość zaczynają zawracać na podwójnej ciągłej. Po chwili samochody delikatnie ruszają, a ciekawscy kierowcy jadą slalomem tylko po to, by móc zobaczyć chociaż kawałeczek tego wydarzenia, które tak bezczelnie przerwało im pogoń do wyznaczonego celu. Nic to jednak nie daje, bo z dwóch pasów robi się jeden i ku naszemu zaskoczeniu, wszyscy kierują się na Zabrze, ponieważ wóz policjantów stoi w poprzek jezdni i blokuje pasy, dając tym samym do zrozumienia, że przejazdu nie ma. Kierowcy zjeżdżając od razu kierują się na pas, z którego natychmiast wjeżdżają na tę samą drogę tylko pięćset metrów dalej. Myślę sobie o co chodzi, ale szybko zaczynam pojmować, że ten manewr musiał być podyktowany rozładowaniem ruchu, którym dalej kierowali policjanci z powodu przewróconej betoniarki.

Po zarejestrowaniu się, poszłam pod gabinet i przygotowana na długie czekanie pytam "Kto z Państwa ostatni do gabinetu?", i co słyszę "Nikogo tam nie ma niech Pani wchodzi, bo my czekamy na lekarza". Cudownie, wspaniale, rewelacja... Wchodzę, przygotowuję się, siadam i czekam, aż siostra włoży sobie do szafki cały wór opatrunków. Nie jednak nie podejmuje się tego wyzwania, kiedy widzi jak dygocę z zimna, zostawia jedną trzecią swojego zadania i patrzy na moją ranę. " Pani Agatko, widzę że rana nabiera kolorów, zdejmę tylko co trzeci szew (czyli trzy), ponieważ tu nadal zbiera się chłonka i zaraz ją stąd usuniemy". Kolejna strzykawa napełniona płynem, szwy w pełni nie usunięte, a ja po raz drugi odesłana do domciu z prośbą o kolejne przybycie w piątek przed wigilią. "Tylko proszę się przygotować, że będzie bardzo dużo pacjentów, albo po prostu przyjechać na 6:30, tedy jest możliwość bycia jedną z pierwszych". Przyjęłam do wiadomości poradę i wyszłam. Tomek jest bardzo zaskoczony, ale szczęśliwy, że tym razem poszło tak szybko - po nocce prawie nie widzi na oczy. Zeszliśmy do bufetu i tym razem, też bez czekania, kupiliśmy sobie śniadanko. Rozmawialiśmy i zajadaliśmy się kanapkami z sałatą, szynką, serem, pomidorem i kapką majonezu z czarną oliwką na czubku, popijając to wszystko słodką herbatą z cytryną. Po czterdziestu minutach byliśmy już w drodze do domu. W radiu usłyszeliśmy że "Policja zamknęła odcinek drogi krajowej nr 88 w Zabrzu, gdzie przewróciła się betoniarka. Na miejsce dotarł juz sprzęt specjalistyczny". I rzeczywiście na wysokości marketu M1 służba drogowa kieruje nas na objazd...

Przygotowania do świąt zagłuszają ból, który nie daje o sobie zapomnieć od trzydziestu minut. W przyrządzaniu potrawy mogę jedynie podawać przybory kuchenne mojemu bohaterowi, bo rwanie pod łopatka i kłucie pod pachą nie pozwala mi na nic innego. Stwierdziliśmy, że mamy ochotę na świąteczny bigos na czerwonym wytrawnym winie, ze śliwkami, szynką, cebulą. suszonymi jabłkami i grzybami, a ponieważ bigos najlepszy jest po kilku dniach, robimy go właśnie dzisiaj, bo musi mieć czas żeby się "przegryźć". Podczas, gdy potrawa pyka sobie na gazie, my bierzemy się (a raczej Tomek, przy mojej drobnej teoretycznej pomocy) za ubieranie jodły kaukaskiej, która "naga" pachnie już od czterech dni w naszym domu... Nasza choinka, wystrojona w rękodzieła wykonane przez różnych artystów i lampki, które dodają jej jeszcze większego uroku, sprawia, że świąteczny klimat właśnie się zadomowił. Bigos gotowy jest na leżakowanie, a my razem z nim... Idziemy w końcu się położyć i naładować baterie, bo jakoś wyjątkowo jesteśmy dziś wyczerpani...