„Nie sztuka się buntować przeciwko światu – przeciwko deszczowi, kiedy leje, i słońcu, kiedy praży. Sztuka buntować się przeciwko swoim ograniczeniom w imię przekroczenia własnych granic” Ks. J.Tischner

środa, 7 grudnia 2011

Dzień po operacji - powrót do domu :)

Wchodzi na salę siostra, zapala światło i jak w filmie „Dzień Świra” powtarza to co wczoraj „Wstajemy i mierzymy temperaturę!”. Leżę i patrzę w sufit, czekam aż się dobrze rozbudzę. Jest 5:45 :-) Siostra czyści mój dren, a potem mówi żebym usiadła. Siadam a ona zakłada mi piżamę. Wstaję i idę po termometr. Jest mi bardzo słabo i głodna jestem jak wilk. Czuję takie ssanie, że rozglądam się po szafce, co też mogę zjeść. Otwieram szafkę, dobrze że Tomek wczoraj zapomniał zabrać to ciastko z jabłkiem. Jadłam powoli, żeby organizm tego nie zwrócił. Idę się myć, poranna toaleta jest ciut dłuższa od wczorajszej, bo muszę uważać żeby przypadkiem nie urwać drenu. Wracam i kładę się z powrotem, czkając na wizytę ordynatora.
Pani „nowa” po wczorajszym zabiegu przespała cały dzień, dzisiaj bardzo narzeka, że tak szybko ją wypuszczają do domu, bo ona myślała że poleży tu chociaż z tydzień. Pani „Kapitan” wyjaśnia jej, że tu jest na jej miejsce wiele pacjentek, które też czekają na zabieg i trzeba zwolnić im miejsca. Czuję, że rozmowa tak szybko się nie skończy. Pani „nowa” (jak tu leżę trzeci dzień) po raz czwarty zaczyna opowiadać to samo, co opowiadała Paniom wczoraj przywiezionym z bloku operacyjnego i innym swoim słuchaczkom - no bo przecież Pani "Kapitan" jej historii jeszcze nie zna...  Zagłuszam ją mp3.
Przyszedł ksiądz, przyjęłam Komunię Św., teraz idę spać. Budzi mnie wizyta ordynatora. Uśmiecham się, on sprawdza czy wszystko w porządku, nie zagląda nawet do karty i mówi „ Pani dzisiaj pójdzie do domu" trzyma mnie za rękę... "tylko dren proszę iść ściągnąć do opatrunkowego. Resztę zaleceń będzie Pani miała na wypisie”. Zapamiętał moje nazwisko… hmm ciekawe czemu  ha ha ha.
Zadzwoniłam do Tomka, zjadłam śniadanie – jedzenie w onkologii jest podawane na bardzo ładnych zamykanych tackach, jest smaczne i urozmaicone. Wypisuję karteczkę, żeby dostać zwolnienie lekarskie.
Potem idę zdjąć wenflon i dren. Tym razem nie sprawiało mi to takiego bólu jak ostatnio, gdy rurka była grubsza i zrastała się z moimi tkankami przez cztery dni. Przy wyciąganiu miałam wrażenie, że wytargują mi wnętrzności. Dziś było inaczej.  „Do widzenia, mam nadzieję, że trzeci raz drenu nie będę Pani wyciągać”.
Wracam na salę, a tam Tomek już czeka z torbą. Tomek jest po nocce, spał zaledwie godzinę. Szybko pakuję torbę i żegnam się ze wszystkimi, życząc pozytywnego myślenia „Uśmiech na twarz i do przodu!”. Idziemy do sekretariatu po wypis i zwolnienie. Na drzwiach jest napisane, że od 12:30, ale wchodzę i pytam czy są już może moje papiery, od razu oznajmiając że czytałam kartkę wywieszoną na drzwiach. Są! Zabieramy co mamy zabrać, ubieramy się i wyjeżdżamy.
Godzina 12 jestem w domu. Czuję się dobrze, więc rozpakowuję torbę, zamiatam przedpokój z prędkością „blank wolną”, a potem kroimy sobie ciastko od babci i robimy kawę. Tomek jest nieprzytomny, bo nie dość że spał godzinę to jeszcze musi iść na 14 do pracy. Po uczcie i niedługiej rozmowie idziemy się położyć. Jest 15 Tomka już nie ma, a ja odpowiadam w końcu na wszystkie smsy. Teraz mogę :)
Chciałam Wam wszystkim bardzo podziękować za wsparcie. Jestem w domu także zapraszam.
16 grudnia jadę zdjąć szwy, do tego czasu mam zamiar się rozpieszczać :-)