„Nie sztuka się buntować przeciwko światu – przeciwko deszczowi, kiedy leje, i słońcu, kiedy praży. Sztuka buntować się przeciwko swoim ograniczeniom w imię przekroczenia własnych granic” Ks. J.Tischner

środa, 1 czerwca 2016

Cudowny gest

W środę leżałam i odpoczywałam w trakcie drzemki Dorotki. Nagle zaczął wibrować mój telefon pod poduszką. Patrzę a tu Jolinkowo :)... Mieliśmy wybrać się do Węgierskiej Górki na długi weekend, bo w Jolinkowie od dawna miejsca były zarezerwowane, ale okazało się że Jola nas zaprasza, bo jej goście musieli zrezygnować z przyjazdu. Ucieszyłam się baaardzoooo.
Wyjechaliśmy w środę po szesnastej, jechaliśmy cztery godziny w strasznych korkach i okropnej burzy. Wymęczyliśmy się tą podróżą tak bardzo, że gdy dotarliśmy na miejsce i zjedliśmy kolacje to w trójkę padliśmy jak kawki.

Pobyt bajkowy:


























Ja niestety przywiozłam ze sobą stan podgorączkowy 37,4 i zaczerwienione, spuchnięte miejsce wkłucia do portu - nie wiem czy coś mnie ugryzło, czy organizm zaczął uważać port jako ciało obce - jak na razie psikam zaczerwienione miejsce Neomycyną w sprayu. W najgorszym wypadku trzeba będzie port usunąć. A ponieważ jestem szczupła to guzik portu wystaje i skóra jest napięta jakby przyrosła do sprzętu - jest ciągle narażona na otarcia. Jak na razie próbujemy trochę załagodzić sprawę ibuprofenem i neomycyną. Poza tym czuję się fatalnie, boli mnie głowa, mam zawroty, wczoraj rano wymiotowałam żółcią. Ale miejmy nadzieję, że to chwilowe, dziś już jest ciut lepiej. W piątek mam kontrolę w onkologii, więc dowiemy się co i jak z dalszym leczeniem.