Ha ha ha PO MOIM TRUPIE!!!
Jadę do onkologii na badania krwi i UKG serca. Dzisiaj pacjentów w punkcie pobierania krwi jest naprawdę niewielu. Po oddaniu mojego cennego czerwonego płynu, musiałam dość długo siedzieć przy kiosku i uciskać przekłute miejsce, bo krew sikała jak ropa w Zatoce Meksykańskiej. Siedzę i podpatruję jaka prasa należy do ulubionych. Na pierwszym miejscu Na Żywo, Party i Twoje Imperium na drugim Gazeta Wyborcza i Przegląd Sportowy, a na trzecim Fakt... To na pewno nie jest mój ulubiony ranking :)
Po zarejestrowaniu się idę szukać gabinetu 1001. Ku mojemu zdziwieniu, nie potrafię go znaleźć, za to trafiam do miejsc, do których mnie jeszcze nogi w tym instytucie nie poniosły. Schodzę do informacji i pytam gdzie mam się kierować, by móc odnaleźć ten gabinet. Dostaję wskazówkę i jestem zdziwiona, że przechodziłam obok niego i nie zwróciłam uwagi na numer... tak też mam, czyli chwilową utratę kontaktu ze światem. Siadam i czekam. Widzę jak podchodzi do mnie znana twarz, tak to pacjentka, która leżała ze mną na sali przed Panią "Kapitan". Opowiada mi o tym, jak przygotowuje się do radioterapii. Pada pytanie co zaplanowali lekarze w związku z moim przypadkiem, więc odpowiadam krótko "za dwa dni mam pierwszy wlew na chemioterapii". Zaskoczona patrzy na mnie i chwytając za moje włosy mówi "Tylko tych włosów szkoda strasznie...". Zatrzymuje myśli i żegna się mówiąc "Trzymaj się!".
U wielu kobiet to właśnie utrata włosów jest najgorszym skutkiem ubocznym przy chemioterapii. Nie mogę pojąć dlaczego to dla nich największy cios fizyczny i psychiczny, skoro chemia czyli leki chemiczne działają cytotoksycznie nie tylko na komórki nowotworowe, niestety równocześnie uszkadzają i hamują wzrost komórek prawidłowych. Leki te hamują podziały komórek szpiku kostnego – wytwarzających komórki odpornościowe. Nie rozróżniają komórek szpiku kostnego i komórek nowotworu złośliwego. Stąd chemioterapia niszczy również komórki szpiku kostnego i powoduje bardzo poważne osłabienie układu krwiotwórczego. Niszczy śluzówkę przewodu pokarmowego i jamy ustnej, co powoduje owrzodzenie języka, zęby stają się dla niego jak brzytwa (za pierwszym razem zanim udało nam się znaleźć lek - "sztuczna ślina", pisałam do Tomka na kartce co che mu powiedzieć, bo nie umiałam mówić). Chemia powoduje też suchość oka, wysusza skórę, która zaczyna się bardzo łuszczyć i swędzieć. Wywołuje wymioty żółcią, biegunki i zaparcia, żylaki odbytu i szczeliny, które pojawiają się po latach. Nie mówiąc już o ciągłym metalicznym smaku w ustach, który potrafiła zniszczyć wygazowana cola, lody i mrożone kawałki ananasa, które się cycka jak landrynkę. Podczas chemii kobiety w okresie rozrodczym tracą miesiączkę, która po zakończonym leczeniu wraca albo i nie wraca, a wtedy kobieta staje się już bezpłodna do końca życia. Włosy, drogie Panie to naprawdę pikuś, to kropla w morzu tych wszystkich objawów, to ziarenko piasku na pustyni tych wszystkich upodleń jakie człowiek doświadcza podczas tego leczenia.
Moja kartoteka jeszcze nie powędrowała do gabinetu więc czekam kolejne 30 minut i tak po godzinie słyszę moje nazwisko. Rozebrałam się i położyłam w stronę wykafelkowanej ściany. Internista ustawia moje położenie tak, by można było uzyskać jak najlepszy obraz mojego serca. W kafelkach odbija się ten "wymarzony" obraz, więc też obserwowałam z jaką prędkością się ono porusza. Z reakcji lekarza wynika, że wszystko jest w porządku "O jakie piękne małe serduszko... o jaki cudny obraz, gdyby każdy miał taki to mielibyśmy mniej roboty... o jaka ładna aorta... o niech pani posłucha jak głośno wali... ale Pani się nie denerwuje prawda?... tak wiem, że jest Pani spokojna, ale wewnątrz widać ze są emocje... Bardzo ładnie, dziękuję. Do widzenia, moje uszanowanie".
Po badaniu kieruje się do bufetu i zamawiam barszcz z krokietem, bo jestem tak okropnie głodna, że inni pacjenci są w stanie usłyszeć moje burczenie. Dostaję moje danie po dwóch minutach, siadam i już widzę że coś tu nie gra. Gdzie są te chrupiące i przyrumienione krokiety, gdzie jest ten parzący jęzor słodki barszcz? Dostałam zimny i przeraźliwie zapieprzony barszcz z bladymi półsurowymi krokietami odgrzanymi w mikroweli. Podeszłam do kasjerek, przy których stał jakiś pan sprawdzający świeżość towaru w lodówkach. "Bardzo Panią przepraszam, ale w mikrofalówce to Państwo tych krokietów nie upieką, one są niejadalne, a tłuszczyk z barszczu lepi się do warg. Mam nadzieję, że to taki jednorazowy incydent, bo naprawdę lubię u Was jeść. Proszę przekazać Pani (nowej) kucharce, że szybkość nie idzie w parze z jakością". "Niech Pani poczeka zrobimy pani nowy zestaw". Nie przyjęłam propozycji, podziękowałam i poszłam do samochodu.
Wchodzę do mojego azylu, w którym czeka na mnie mój bohater i pysznie pachnące, świeże śniadanko...