Tak jak to sobie zaplanowałam, jak wymyśłiłam, jak wymarzyłam...
Zapach rozgrzanej ściółki leśnej i młodych kwiatków dzikiej czereśni... Spowolniona praca mojego serca, za to przyspieszone ruchy pszczół i puchatych trzmieli, które wariują z radości, mając do wyboru tyle świeżych, przepysznych pąków... Oczy zachłannie sycące się barwami - z pomarańczowych brzuchów gili, zielonych piór dzięciołów, żółtych sikorek i miedzianych zięb...
A przy okazji, chciałam podzielić się czymś fajnym - to tekst na jaki niedawno, przez przypadek, się natknęłam i bardzo mi się spodobał:
"Dlaczego wyszedł mi las - bo tam nie ma nic, co by
mogło podsycać naszą chęć do „pędu". Nie ma polityki, nie ma telewizji, a
co najważniejsze - tam nic nie dzieje się szybko. Sam las rośnie nawet wolno,
bo gdzie tu się śpieszyć. Las uspokaja, daje też nam odczuć, co to znaczy
spokój. To nie spokój pozorny - przed telewizorem, z władzą pilota w ręce. To
spokój prawdziwy - wystarczy porównać swoje tętno w domu, przed telewizorem i w
lesie. Oczywiście pod warunkiem, że sprawność fizyczna nie powoduje galopu
tętna po 10 krokach na własnych nogach, a miastowy łazi po lesie w dzień.
Zapach lasu też odpręża. To nie zapach taniej imitacji w odświeżaczu do
auta czy WC. Głęboki wdech w lesie to prawdziwy haust niepowtarzalną kompozycją
zapachową, wymyśloną przez najlepszy nos świata - naturę, dobieraną przez
miliony lat. Tego nie da się skroplić i zakonserwować E-ileś tam.
Ale przede wszystkim w lesie
można nabrać dystansu - do wszystkiego. W głowie nie szumi cywilizacja, a
najwyżej wiatr czy potok. Można spokojnie nacieszyć się rodziną - bo jak do
lasu to tylko z nią - i wspomóc się jej spostrzegawczością. Samemu trudno
ogarnąć to ile „cool" rzeczy jest wokół. Rzeczy „innych". Żadnych
bajtów, żadnych stóp procentowych, żadnych PKB, żadnych koalicji, opozycji,
partii, posłów i obrażonych prezydentów.
Za to ptaki śpiewają nie licząc
się z impulsami na karcie. Drzewa pachną żywicą, bez pozwoleń na jej produkcję.
Pająki sieci snują, bez serwerów. Mrówki budują mrowiska, bez pozwoleń, bez
negocjacji koalicyjnych ekipy budującej i nie licząc się z planem
zagospodarowania przestrzennego. I grzyby rosną, bez obrazy na upały.
Gwarantuję, że żadnej sceny z najlepszego filmu, żadnej książki nie
będziecie wspominać wszystkimi zmysłami tak, jak odnalezienie przebijającego
się przez igliwie pięknego borowika.
Wreszcie w lesie można spokojnie przyglądnąć się dzieciom. Jak sprawne
są, jak spostrzegawcze, jak urosły - tak, jak urosły, bo zazwyczaj dzieci
widzimy codziennie w tych samych okolicznościach i miejscach. Nowe miejsce
stanowi zupełnie inne tło dla obserwacji.
Wszystko wyżej opisane miałoby szansę dać ludziom inne, lepsze,
spokojniejsze, bardziej ludzkie spojrzenie na świat. Nawet nie na naturę samą w
sobie, ale na wszystko co nas otacza. No właśnie, miałoby - gdybyśmy do tego
lasu chodzili....
Być może te 60% ludzi, którzy chodzą rzadko do lasu właśnie tak tylko
potrafią go postrzegać - powierzchownie - bo tak nauczyli się postrzegać świat,
szybko i po łebkach, przegapiając głębię. Las nie wydaje się im atrakcyjny, bo
„co tam niby jest - drzewa, krzaki, nuuuda".
Świat stał się płaski - jak obraz z telewizora czy monitora. Teraz las to
właśnie płaską ścianą z drzew na ekranie. Ludzie też są spłaszczeni, ich też
odbieramy przez monitory i telewizję. Życie jest płaskie, jak karta płatnicza.
Wszystko szybko, w dwóch wymiarach.
Gdyby chodzili do lasu częściej wiedzieliby, że las to nie nuda i
nauczyć się można wiele, nawet o samym sobie. Można się dowiedzieć, że istnieje
życie bez prądu, że życie to nie tylko gonitwa, że żadna plazma czy LCD nie
odda głębi kolorów czy faktury kory. Zawsze pod warstwą opadłego igliwia, lub
zaraz za następnym powalonym drzewem może kryć się coś ciekawego,
wartościowego.
Wycieczki do lasu pozwalają nam „odkręcić" się i wpaść wreszcie na
to, że to co robimy, co do tej pory stanowiło dla nas najważniejsze cele w
życiu, wcale nie jest tak istotne i ważne - więcej, nie jest warte ceny jaką za
to płacimy.”