Poruszyła niebo i ziemię, policję i prywatnych detektywów, ludzi dobrej woli i wszystkie media. Nie było osoby, dla której ta historia byłaby obojętna. Tydzień temu poryczałam się jak dziecko, kiedy Durczok przedstawił w faktach co się stało w Sosnowcu. Przez cały tydzień ludzie szukali tej małej istotki, a pogoda nie była dla nich łaskawa. W głowie kociły się różne myśli - żeby tylko porywacz nie znęcał się nad dzieckiem, żeby je nie głodził i czy aby nie marznie... Oglądałam konferencję prasową i mimo, że nie mam dziecka, nikt mi nikogo ukochanego nie porwał to czułam, że cała ta rodzina przeżywa coś niewyobrażalnego i współczułam im z całego, szczerego serca, dziennie nadsłuchując i mając nadzieję, że dziecko się odnajdzie żywe.
To co usłyszałam, przed dziesięcioma minutami w TVP Info zmroziło mnie tak, jakbym wyszła nago na balkon przy dzisiejszych mrozach. Odjęło mi mowę i próbuję znaleźć w sobie jakiekolwiek wyrazy zrozumienia dla tej kobiety, która w tak perfidny sposób okłamała wszystkich, którzy współczuli jej szukając i angażując się całym sobą w poszukiwania jej dziecka.
Teraz wszyscy zadają sobie pytanie - dlaczego przy tak szczegółowym przeczesaniu najbliższego terenu nikt nie dotarł do zwłok pod drzewem? Co czuje najbliższa rodzina?
Jestem daleka od osądzania ludzi, bo to należy do Najwyższego, nie mam na swoim koncie takiego incydentu, ale nie będę rzucać kamieniem. Wiem tylko że nie mieści mi się w głowie to co sobie wymyśliła ta dziewczyna, czy była na tyle niedojrzała, że nie zdawała sobie sprawy z konsekwencji tych kłamstw? Nawet będąc w szoku powinna zadzwonić po pogotowie, potem do rodziny. Myślę, że będzie zadośćuczynić do końca swoich dni...