Nie mogę zasnąć, choć zmęczona jestem okropnie. Miałam pisać wcześniej, ale przyznam się szczerze, że podczas przyjmowania chemii mam uczucie "ściśniętego mózgu", wrażenie że trzymam głowę w imadle. Nie mam tego polotu, ani swobodnego wysławiania się. Brakuje mi najprostszych słów. Czuję się czasem jakbym cofnęła się w rozwoju, a to podobno udowodnione naukowo że chemia takie właśnie spustoszenie robi w naszej głowie. Proste rzeczy zajmuja mi duzo czasu, mam zawias i potrafię gapić się w jedno miejsce na daremno nic nie wymyślając mądrego. Brak koncetracji i bystrości irytuje mnie to okropnie.
Dzis miałam chemie i miałam naprawdę dużo czasu by napisać coś madrego i skończyło się jak zawsze... Krótki pościk niedokończony "Jestem w onkologii. W kolejce zawsze Mąż mój kochany stoi a ja w tym samym czasie ide do drugiej kolejki przy rejestracji, od 7:15 byłam zapisana w systemie przez miłą panią za okienkiem. Dołączyłam zaraz po tym do Tomka. Toddałam krew, jest 8:55 teraz siedzimy teraz na stołkach kliniki i czekamy. To czekanie bedzie trwać, tylko cel czekania bedzie sie zmieniać. Ale wszystko zalezy od wynikow, ktorych bardzo jestesmy ciekawi. Czy hemoglobina jest jeszcze w normie czy padła na łeb..."
Tak więc hemoglobina nie padła tak całkiem na pysk, ale mam tendencję spadkową, utrzymującą się nadal w normie. Myślałam, skoro Docent dostrzegła mnie o 9, zbadała mnie już o 10:20, to przyjme sie szybciutko i zlecenie na chemie pojdzie raz dwa. JAJCO! chemia radośnie powędrowała przez port do żył o 13:30. Urywał mi sie film co dwadzieścia minut, marzyłam o mojej pościeli wsłuchując się w krople obijające się o okna świetlicy, a teraz zamykam oczy a sen nie przychodzi...