Właśnie się przyzwyczajałam do odrobiny normalności ciesząc się w miarę dobrym samopoczucie po chemii. Niestety nawiewy podczas stania w kolejce do pobieralni krwi były tak silne i zimne, że stalismy przez półtorej godziny i marznelismy. Potem wjechalismy na pietro kliniki i nie było czym oddychać bo zaduch był niemożliwy. Po kolejnej godzinie dowiedzialam sie ze mam naprawdę dobre wyniki z morfoligii i czułam się w porządku. Przyjelam chemie zgodnie z planem.
Wracając po ośmiu godzinach stwierdzilam, że zanim pojedziemy po towar do lodówki worcimy do domu się przebrać, bo jak już wspominalam jazda samochodem rozgrzanym do prawie 45 stopni nie jest żadna przyjemnością. Wieczorem całą trójka wybralismy się do sklepu. Dlaczego o tym pisze? Bo temperatura na dworze, samochodzie i w sklepie jest tak różna od siebie że organizm nie wie co ma ze sobą zrobić. Reakcja mojego i Dorotki była taka że nabawilysmy się kataru i gorączki. Dwie nieprzespane noce przez zabijanie dziecku 39 stopniowej gorączki do tego próby humanitarnego oczyszczania nosa były tak wyczerpujące że gdy tylko mogłam spalam wszędzie i w każdej pozycji.
Do tego wszystkiego naszą pietnastoletnia kotka wymaga dodatkowej opieki. Myslelismy ze to juz czas uspania naszego pupilka, ale okazalo sie ze to tylko katar jest bakteryjny, wszystkie narzady pracuja prawidlo - no oprocz nerek. Przez tydzień dostawała antybiotyk i nawodnienie które dawalismy jej przez wenflon kroplowkami w domu wczoraj miała ponowne badania krwi praca nerek jest lepsza,a kreatynina prawie w normie. Popstu trzeba zapewnic jej godną starość. Zasługuje na to.