„Nie sztuka się buntować przeciwko światu – przeciwko deszczowi, kiedy leje, i słońcu, kiedy praży. Sztuka buntować się przeciwko swoim ograniczeniom w imię przekroczenia własnych granic” Ks. J.Tischner

wtorek, 9 czerwca 2015

Dlaczego? bo życie czekać nie będzie...

       Wczoraj dostałam 2-gą dawkę III cyklu navelbiny i II cykl fluorouracil-5. Prowadziła mnie w zastępstwie przesympatyczna Pani Doktór z-ca kierownika kliniki. Zebrała wywiad o moim samopoczuciu po ostatniej chemii i dokładnie zbadała, a na koniec poprosiła o poczekanie na wyniki krwi. I tak po jakimś czasie znów zaprosiła mnie do gabinetu i powiedziała, że mam zaniżoną hemoglobinę i po każdym wlewie płytki krwi nie produkują się w takiej ilości w jakiej powinny, dlatego też przed każdą chemią będę dostawać zastrzyk (lek o nazwie Aranesp) podskórnie w ramię, by pobudzić szpik kostny do ich produkcji. Ta niedokrwistość jest też przyczyną zmęczenia, osłabienia i duszności. Pozostałe wyniki były prawie w normie.
   Po zakończeniu wlewów podeszła do mnie pielęgniarka i poprosiła bym zeszła z nią do gabinetu ginekologii onkologicznej. Wykonano mi usg. Lekarz nie potwierdził obaw poprzedniego lekarza, który podczas usg j.brzusznej doszukał się torbieli. "Jest Pani onkologicznie "czysta" jeśli chodzi o narządy kobiece". 
Podziękowałam i wróciłam do Męża. Tym razem mogłam wrócić tego samego dnia do domu, poczekaliśmy na wypis i zeszliśmy do bufetu na obiad. 
       Niestety nie jest to już dla mnie miejsce godne polecenia. Jakość dań, czystość stolików i sztućców, a do tego ceny jak nad morzem w sezonie nie przyciągają w żaden sposób... Myślałam, że tradycyjnie zjem pyszną botwinkę z jajkiem - "niestety nie prowadzimy już dawno tej zupy w swojej ofercie", a szkoda bo była najsmaczniejsza. Zaspokoiłam swój głód udkiem duszonym, nie miałabym już siły by przygotować coś w domu.
       I tak w drugiej dobie od podania chemii czuję się naprawdę dobrze. Mam dwa tyg. przerwy, ale trzy dni przed chemią muszę się stawić na tomograf kl.piersiowej. A co do bólu, w zeszłym tyg. dokładnie w Boże Ciało postanowiłam zwiększyć częstotliwość podawania morfiny. Biorę mniejszą dawkę co cztery godziny, a nie jak to było co osiem. Czuję się mniej wymęczona bólem. A tak poza tym czerpię energię z różnych źródeł.
Moja Córka - nie przestaje mnie zaskakiwać, codziennie ma nowe pomysły, by po swojemu odkrywać świat. Jest przy tym taka zabawna, urocza i beztroska. A jej śmiech mnie rozwala do łez.
Akacje - drzewa, których zapach i piękne kwiaty mnie zachwycają, za każdym razem kiedy wychodzimy do parku.
Arbuz, truskawki i czereśnie - mogłabym się żywić tylko owocami no i śmietaną :)
Porządku domowe - kole mnie w oczy kiedy wiedzę kurz na kolumnach, kiedy mam brud na umywalce i wiem, że krasnoludki za mnie tego nie posprzątają, więc kiedy mam tylko siłę i odrobinę czasu latam ze szmatą jak poparzona i daje mi to naprawdę dużo satysfakcji. Lubię mieć czysto w mieszkaniu. Tak po prostu.
Książka - podeszłam dziś do regału z książkami i pomyślałam: "No Panie Stuhr czas na Pana". Dostałam tę książkę od Moniki, z którą leżałam na pulmonologii. Za każdym razem odkładałam ją " na potem". Myślę że właśnie dziś jest to "potem" i w końcu przyszła kolej na wczytanie się w osobisty dziennik Jerzego Stuhra. 

Tych źródeł jest jeszcze trochę, ale o nich może w nastepnym poście.
Jest dobrze i oby tak dalej.