Za chwilę odejdę w sztuczny sen. Garść silnych tabletek pozwalają mi na czterogodzinny spoczynek. Obudzę się jak co noc w środku głuchej ciemności i będę dusic się do pościeli zanim nie zadziała kolejna dawka leków dzięki którym nie przesiedzę na krześle kolejnych godzin do rana. Czasem sen jest głuchy czarny- jakby ktoś podał mnie narkozie. Czasem mam koszmary tak realne ze budzę sie zlana potem.
Poranki sa ciężkie, kiedyś opisywałam to że muszę wykaszleć wszystko co zalegało przez noc. Lecą łzy, leci wydzielina z nosa i wymiotuje czymś w rodzaju piany, żółci i połkniętej nieświadomie wydzieliny z opłucnej. Trwa to tak długo az morfina zadziała. Moja niunia przychodzi się tulić przynosi chusteczki i mówi "kocham cię mamusiu" a ja duszę się jeszcze bardziej z płaczu i niemocy...
Będę tu rzadko do czasu aż choroba opuści moje dziecko. Nic poważnego ale wykańczające jeszcze bardziej niż tylko przy mojej niemocy.