„Nie sztuka się buntować przeciwko światu – przeciwko deszczowi, kiedy leje, i słońcu, kiedy praży. Sztuka buntować się przeciwko swoim ograniczeniom w imię przekroczenia własnych granic” Ks. J.Tischner

czwartek, 18 sierpnia 2016

Jak w ulu

Dzień za dniem mija swoim leniwym rytmem. Zapach jesieni jest już bardzo wyczuwalny, poranki i wieczory są chłodne i wilgotne. Coraz częściej zaparzam sobie czarną herbatę z cytryną i miodem akacjowym. Udało mi się wrócić do książki, której jeszcze nie przeczytałam, z różnych powodów. Oprócz tego siedzę i myślę co ciekawego zaproponować mojemu dziecku. Jak wypełnić jej czas, by się rozwijało i spędzało więcej chwil z dziećmi i nie tylko. Każdego dnia staramy się, by nasze dziecko miało jakieś atrakcje. A to wyjazd do bawilandi, a to wyjazd do aqaparku, wizyty na przeróżnych placach zabaw, wypady do mini zoo, spacery po parku itd. Pogoda dopisuje i zachęca do wychodzenia z domu. więc trzeba korzystać. Poza tym strasznie się ucieszyliśmy, kiedy w końcu mowa naszej dziewczynki nabrała tempa  - opóźniony rozwój mowy trochę nas przygnębiał. Teraz mamy jeszcze jeden powód do dumy, bo w końcu odnosimy małe sukcesy nocnikowe. Każdego dnia mam milion powodów by wstawać z uśmiechem na twarzy i każdego wieczora mam tyle samo powodów, by z uśmiechem położyć się spać, ale... 

Niesamowite co hormony robią z człowiekiem. Zapomniałam już jak to jest być w trakcie menopauzy - w końcu minęło już ładnych dziesięć lat, kiedy wprowadzono mnie farmakologicznie w ten stan na dwa lata. Po kastracji jaka miała teraz miejsce, jestem jedną wielką tykającą bombą. Jakby stado pszczół we mnie siedziało. Staram się bardzo panować nad swoimi emocjami, ale bywa tak że po prostu rozkładam ręce i płaczę ukradkiem. Albo wrzeszczę do poduszki. Mam jakieś lęki i nie pamiętam kiedy ostatnio przespałam całą noc. Mam małe dziecko więc nie mogę być sfrustrowaną mamą, która ciągle się czegoś czepia. Ani żoną, która wiecznie ma jakieś pretensje. Rany jakie to trudne w tym stanie panować nad sobą. Można zwariować, ześwirować, najlepiej zamknąć się w czterech ścianach i nie wychodzić, by nic nie drażniło i nie wyprowadzało z równowagi. To jest jak wieczny PMS u kobiet albo nerwica natręctw, albo pogłębiająca się depresja. Jestem wyczerpana tym stanem, bo ciągle prowadzę ze sobą walkę, toczę  bój o normalne funkcjonowanie, ale przy Dorotce uśmiech nie schodzi mi z twarzy. Dopiero gdy idzie spać pozwalam sobie na upuszczenie emocji, które we mnie siedzą, żeby nie dusić ich w sobie i nie karmić gada. Czasem trudno wytrzymać z samą sobą. Nienawidzę siebie takiej...