„Nie sztuka się buntować przeciwko światu – przeciwko deszczowi, kiedy leje, i słońcu, kiedy praży. Sztuka buntować się przeciwko swoim ograniczeniom w imię przekroczenia własnych granic” Ks. J.Tischner

wtorek, 31 stycznia 2017

Zmian ciąg dalszy

Po kolejnej nieprzespanej nocy i moim zgłoszeniu, że leki nie działają, przyjechała Pielęgniarka i powiedziała że chcą uzyskać lepszy wynik, bo w takim bólu nie mogę raczej funkcjonować. Zabierają Palexie (to ten nowy lek), zabierają Targin (najpierw miałam 10 mg rano i wieczorem potem już 20 mg rano i wieczorem gdzie różnicy nie było w ogóle), bo okazuje się że leki opoidowe są na inny rodzaj bólu (który też u mnie występuje), dlatego plaster (transtec) zostaje. Resztę przeciwbólowych - leki niesteroidowe Dexac, Nimesil, Eeferalgan z kodeiną - mam dobierać sobie według narastającego bólu. Te niesteroidowe leki to moja intuicja. raz poświęciłam dzień na zrobienie własnego dopasowania. Stwierdziłam, że nie może to być tabletka, bo za długo trwa zanim zacznie działać, więc wszystko ma być w proszku. i po kolei według skutków ubocznych, obciążeń żołądka i wątroby, siły działania i rodzaju składnika wymyśliłam swoją "siłę rażenia". Na razie działa w taki sposób, że mogę o wiele więcej zrobić i nie stękam już z bólu. Jeśli to działa, a długo stosować takiej kombinacji nie można to proszę o coś podobnego i dozwolonego.
Co sześć godzin połykam proszek przeciwbólowy. Eferalgan z kodeiną zostawiam sobie na środek nocy, by mieć mniejszy atak kaszlu z zieloną wydzieliną. Chociaż połykam DHC kodeina 60mg który ma działać 12h. Niestety żadne tabletki nie działają tak jak jest na ulotce czy tak jakby chciał lekarz. Jutro mają mnie naświetlić może uda się osiągnąć jakąś ulgę. Lekarz twierdzi, że musiałabym mieć badanie na poziom wapnia (miałam mieć wczoraj pobieraną krew), bo to niemożliwe że leki o takiej sile stworzone dla ludzi z bólami nowotworowymi nie chcą działać. Ale jutro też będę miała pobieraną krew w onkologii , a to badanie też tam będzie, więc nie dałam się kłuć dwa razy.

Głośno myślę...
Najszybszym rozwiązaniem  byłoby przepisanie mi dużej dawki sterydów, tak jak w zeszłym roku. Piękne uzdrowienie, poznikały komórki z kośćca i apetyt przyszedł i myślenie było trzeźwe i dużo radości 4mg dziennie przez dwa miesiące zrobiło swoje, skutków ubocznych też miałam dość, ale co to była za reaktywacja. Tyle, że Onkolog sterydów przepisać mi nie chce, a Lekarz z Hospy się zastanawia, ale innymi niż brałam do tej pory. Trzeba wziąć pod uwagę że po ich odstawieniu przychodzi wielkie bum i leci się w dół. Na sterydach jakość życia jest inna. Jest się nakręconym, aktywnym, pełnym nadziei i wiary, ciągle uśmiechniętym na tym okrągłym jak księżyc w pełni paploku (twarzy), ma się ochotę działać i zrobiło by się tak wiele bo tak dużo pomysłów przychodzi do głowy. odzyskuje się siłę i fizyczną i psychiczną. Tak właśnie podsumowałabym to co stało się w lutym. Teraz są ostrożni jak już zalecają sterydy to małe dawki na krótki okres czasu. I tak sobie myślę że użalam się nad sobą już tyle czasu, nie piszę nic radosnego. Cierpienie, ból, cierpienie, ból i tak na okrągło. A gdybym tak znów wzięła taką samą dawkę i przez tyle samo czasu, znów pojechać na sterydach i poprawić sobie jakość życia skoro i tak mam umrzeć to dlaczego w takich cierpieniach, dlaczego tego fajnego czasu mam mieć tak mało. Naparsteczki dobrego samopoczucia i cysterny cierpienia.