„Nie sztuka się buntować przeciwko światu – przeciwko deszczowi, kiedy leje, i słońcu, kiedy praży. Sztuka buntować się przeciwko swoim ograniczeniom w imię przekroczenia własnych granic” Ks. J.Tischner

niedziela, 28 lutego 2016

Nabieram sił

Witajcie kochani!
Każdy dzień przynosi mi nowe powody do radości. Spaceruje i wykorzystuje każdy pogodny dzień. Napawam się macierzyństwem, po wyrwanej mi bestialsko, półtorarocznej przerwie. W końcu czuję, że jestem mamą i mogę się tym cieszyć, tak jak Dorotka kiedy dostanie upragnioną rzecz, jak małżeństwo któremu udało się po latach starań o dziecko zostać rodzicami, jak psu który został wybrańcem ze schroniska... Tak tak tych przykładów można przytaczać w nieskończoność, bo radość moja jest nie do ogarnięcia.
Byliśmy w tygodniu u naszego chrześniaka, bo miał kolejne urodzinki. Chłopak rośnie jak na drożdżach. Dorotka wybawiła się jak w płatnej bawilandii haha. Było cudnie.
A w weekend poznaliśmy Szilę, pieska wybranego ze schroniska przez Chestną Dorotki. Co to była za radość, bo pies dał się przytulać i karmić łakociami i gonić i głaskać...



Druga rzecz jakże ważna to wyniki krwi. Morfologia (oprócz leukocytów i paru innych parametrów, które mają związek z przerzutami do kręgosłupa) wyniki są w normie i CRP pierwszy raz od początku walki z rakiem ma cyferkę - jedną -  w normie, a nie jak zawsze to było trzy cyfrową. To jest cud!

Zrobiłam badania krwi po to, by mieć świeżutkie na środę, bo w ten dzień mam wizytę w Onkologii. Będziemy ustalać naświetlanie Cyberknefem.
Jedyne co mi sen spędza z powiek to te zarazki wśród chorych. Gdzie nie przytkam ucho tak mówią o świńskiej grypie... Obym niczego nie przywiozła, oprócz dobrych ustaleń :).


poniedziałek, 22 lutego 2016

Zmiany

Kochani, napawam się macierzyństwem dlatego mnie nie ma na blogu.
Przede wszystkim dziękuję za odzew na ubranka dla Dorotki - nie spodziewałam się - dziękuję.

A teraz parę faktów. Po dwudziestu dniach moje ciało przybrało 3 kilo.
Po trzech miesiącach wyszłam na spacer, zobaczyłam niebo, usłyszałam ptaki i wzięłam oddech pełną piersią. Zbierałam kamyczki, kapsle, patyczki i liście. Szłam dumna za rączkę z moją Córcią i prawie się poryczałam. Ale nie mogę płakać a ni za bardzo śmiać się na głos, bo od razu mnie dusi. Mam też problem z wchodzeniem po schodach i ze wstawanie z kucka. Ale zawsze jest ktoś obok kto poda mi rękę - mąż, niania.

Jest jedna rzecz, która siedzi mi z tyłu głowy. Kontrola w onkologii. W wypisie z listopada po tomoterapii mam napisane "do rozważenia naświetlanie kośćca". Niestety w Gliwicach doszło do śmierci pacjentów (świńska grypa) i trochę mnie to odstrasza. Dopiero doszłam do siebie po poprzednich naświetlaniach i to też mnie odstrasza. Ale rozsądek podpowiada, że to jeszcze nie koniec przygody z leczeniem. Trzeba dokończyć to co się zaczęło. Dziś skontaktuję się mailowo z moją onkolog zobaczymy co powie. Strach ma wielkie oczy...

Jeszcze raz wielkie podziękowania za modlitwę, wsparcie i za to, że jesteście ze mną pomimo tego, że jestem dla wielu z Was obca,,,

sobota, 13 lutego 2016

Nastąpi ten dzień

Z każdym dniem jest lepiej. Jestem dobrze ustawiona z lekami przeciwbólowymi, udaje mi się tylko dwa razy wybudzić w nocy przez przebijający ból w okolicach nerwów przyżebrowych (to jest niepoprawne określenie ale moje i ja je rozumiem). Tylko te poranki zanim wszystko się oczyści z nocy (zielone badziewie) to muszę siedzieć na łóżku i łapać dech w piersiach i to jest wyniszczające. Ale potem sobie radzę. Już nie leżę i nie wyje z bólu. Dotleniam się więc saturacja się ładnie poprawiła. Wierzę ze jeszcze wyjdziemy w trójkę poza mury mojego mieszkania. Że jak tylko będzie szansa będę szła za rączkę dumna z moją Córcią...

Ps. Bardzo dziękuję wszystkim którzy wspierają z własnej nieprzymuszonej woli nawet przysłowiowa złotówkę...

Kilka wspomnień


niedziela, 7 lutego 2016

To nie poprawia humoru

Weszłam na wagę - 43,3kg. Apetyt jest, bo piję megalię.
Niestety waga ciągle spada.
Ból dokucza, wydzielina spływa i dusi.
Noc była bardzo ciężka.
Biodro i ramię boli niemiłosiernie, a innych pozycji przybrać się nie da.
Ale w dzień jestem aktywna - po swojemu...
Po co tyle cierpienia - po co?

piątek, 5 lutego 2016

Coś drgnęło

Sterydy i koncentrator tlenu, który działa całą noc i pół dnia oraz plastry i doraźnie morfina podskórnie - tyle trzeba było by coś się poprawiło. Hemoglobina skoczyła tak, że krwi nie trzeba przetaczać. Wiedziałam że intuicja mnie nie zawiedzie - żadnych szpitali! Z żelazem jest gorzej, ale na to są tabletki, natomiast od dziś dostaje kroplówki z solą i furosemid, a także wiele innych specyfików. Ból jest ponieważ kaszel jest mocny przez odkrztuszanie wydzieliny ropnej i wody. Wtedy zalewa mnie potem i oczy wychodzą z orbit, a ja czuję że się zaraz uduszę - to trwa 30 minut non stop rozrywa mi klatkę i boli boli boli. Rada na to - żadna bo to taki typ choroby i już, tak będzie do końca i gdyby nie to, to byłoby dobrze, a tak meczę się do utraty tchu. Dziś byłam bardziej aktywna, tzn. poza łóżkiem co nie znaczy, że jutro będzie tak samo. Bądźmy dobrej myśli. Najważniejsze -  nie gorączkuje.
Wszystko to dzieje się za sprawą tego, że zmieniłam opiekę tj, hospicjum domowe - lekarza i pielęgniarkę. Czasem trzeba zmian żeby poczuć się lepiej...